Z dwubramkową zaliczką Legia Warszawa przystąpi do drugiego meczu finału piłkarskiego Pucharu Polski. Na stadion przy Łazienkowskiej przyjeżdża Śląsk Wrocław.
Katem wrocławian w pierwszym spotkaniu był Marek Saganowski, który jest jak na razie najlepszym strzelcem tegorocznych rozgrywek. "Sagan" liczy na zwycięstwo tym bardziej, że nigdy jeszcze nie zdobył Pucharu Polski. Szansa na triumf jest teraz bardzo duża, trzeba tonować emocje, dlatego trener Legionistów Jan Urban był na przedmeczowej konferencji prasowej wyjątkowo skupiony.
Nie chcemy popaść w euforię, że już jesteśmy mistrzami kraju i zdobyliśmy Puchar Polski. Liczymy jednak, że zdobędziemy to trofeum. Grzechem byłoby niewykorzystanie zaliczki z pierwszego meczu - powiedział Urban.
Zupełnie inne nastroje panują we Wrocławiu, piłkarzom i szkoleniowcowi zostało już tylko liczyć na cud.
Chcemy zrobić wszystko, żeby skomplikować rywalowi drogę do triumfu w Pucharze Polski. Nasza sytuacja jest trudna, ale nie beznadziejna. Na pewno powalczymy - podkreślił Stanislav Levy.
Organizatorzy meczu spodziewają się kompletu publiczności, choć jeszcze do wtorkowego popołudnia nie wiadomo było, czy kibice zasiądą na trybunie północnej tzw. "Żylecie". Jej zamknięciem zagroził wojewoda mazowiecki Jacek Kozłowski. Ostatecznie prezes Legii Bogusław Leśnodorski zapewnił, że w trakcie środowego meczu w oprawie meczowej nie zostanie wykorzystana ogromna flaga tzw. sektorówka, dzięki której anonimowe pozostają osoby odpowiedzialne za używanie pirotechniki.
Piłkarze Legii staną przed szansą zdobycia PP po raz 16. w historii, a trzeci z rzędu. Śląsk po to trofeum sięgnął dwa razy - w 1976 i 1987 roku. W ubiegłorocznym finale w Kielcach legioniści pokonali Ruch Chorzów 3:0, broniąc trofeum wywalczonego rok wcześniej w Bydgoszczy.