Kolejny raz w tym sezonie Formuła 1 wraca do Stanów Zjednoczonych. Tym razem jednak kierowcy będą się ścigać na nowym, ulicznym torze w Las Vegas. Wokół tego wyścigu powstało wiele kontrowersji. Pewne jest, że jego organizacja pochłonie około 500 milionów dolarów. Czy to już show, czy jeszcze sport? Na to pytanie odpowiedział dziennikarz motoryzacyjny, Mateusz Cieślicki.
Sport musi być rozrywką, musi się sprzedawać medialnie - uważa rozmówca Marcina Kargola z redakcji sportowej RMF FM.
Zdaniem Cieślickiego jest jeszcze wielu kibiców, którzy pamiętają dawne czasy - Nikiego Laudę, Ayrtona Sennę czy nawet początki kariery Fernando Alonso, Roberta Kubicy lub Lewisa Hamiltona - gdzie było więcej ścigania, ryku silników i wyścigowego hałasu. Ale też teraz są fani koncertów, show i luksusu, który towarzyszy Formule 1.
To jest coś, z czym musimy się mierzyć. F1 musi iść z duchem czasu i podporządkowywać się pewnym regułom. Jeśli rzecz dzieje się w Ameryce, to i w tym amerykańskim kierunku musi to zmierzać. Zawsze jest dylemat, gdzie położyć akcenty. O Grand Prix Las Vegas od długiego czasu mówi się zarówno pozytywnie jak i negatywnie. I nawet ci, którzy już teraz narzekają na ten wyścig, z chęcią mu się przyjrzą i obejrzą, jakie cyrki wymyślone przez władze Formuły tam się odbywają - zarówno na torze jak i obok niego - powiedział Cieślicki.
Nie ma wątpliwości, że w telewizji wyścig będzie wyglądać znakomicie. Tor w Vegas w kalendarzu Formuły 1 pojawił się po raz pierwszy. Jest to wyścig uliczny, odbędzie się o zmroku - to wielki plus dla kibiców. Ale też trzeba pamiętać, że Liberty Media, właściciel Formuły 1, jeszcze nie tak dawno żądało pieniędzy od właścicieli hoteli i restauracji, których okna wychodzą na ulice, którymi będą się ścigać kierowcy - pieniędzy za to, żeby mogli mieć widok na nitkę toru. W ostatnim czasie na kładkach, którymi turyści czy mieszkańcy Las Vegas będą przechodzić nad torem, pojawiły się czarne ekrany - po to, żeby nikt nie zobaczył niczego za darmo.
To jest biznes. Wszystko musi się sprzedawać. Szczególnie w Ameryce. Jak się jednak okazało, nie sprzedało się do końca. Na każdy dzień przygotowano 105 tysięcy biletów. I jak się okazało kilka dni temu, niesprzedanych było kilkanaście tysięcy biletów, więc konieczne było obniżenie cen o połowę - powiedział ekspert, który przypomniał także, że wynajęcie pokoju hotelowego na najwyższym piętrze z widokiem na tor kosztowało nawet 5 milionów dolarów.
Sam wyścig z kolei, zdaniem Cieślickiego, może być zupełnie nieprzewidywalny. Tor w Vegas położony jest na pustyni i normalne jest, że w dzień o tej porze roku będzie tam 20 stopni, ale w nocy temperatury drastycznie spadają. Według prognoz w dzień wyścigu (start o 7 rano czasu polskiego w niedzielę, czyli o 22 w sobotę czasu lokalnego) temperatura może wynieść zaledwie 5 stopni Celsjusza.