Panczenistka Kaja Ziomek-Nogal zajęła czwarte, a Karolina Bosiek - piąte miejsce w klasyfikacji końcowej wieloboju sprinterskiego w mistrzostwach Europy w holenderskim Heerenveen. Wśród mężczyzn także na czwartej pozycji uplasował się Damian Żurek. Wszystkie medale zdobyli reprezentanci gospodarzy.

Podobnie jak w piątek, legendarna hala Thialf w Heerenveen wypełniła się po brzegi miejscową, niezwykle żywo reagującą publicznością. Kibicom przygrywała orkiestra, a fani z Holandii dostali to, na co liczyli wypełniając halę w sobotnie przedpołudnie. Ich reprezentanci zdobyli komplet medali w wieloboju sprinterskim, wyprzedzając walczących z nimi reprezentantów Polski. U pań rywalizację na czwartym miejscu zakończyła Kaja Ziomek-Nogal (w sobotę była druga na 500 metrów), piąta była Karolina Bosiek, a dziesiąta Iga Wojtasik. 

Wygrała Jutta Leerdam, która wyprzedziła Femke Kok i Suzanne Schulting.

Holenderki były tutaj najlepsze i tego nie da się ukryć - mówi Kaja Ziomek-Nogal. Bardzo się cieszę, że zajęłam czwarte miejsce. Miałam cel w głowie ustawiony na top 5 tych zawodów, cel został więc zrealizowany, a przecież wielobój nie jest moją mocną stroną. Jestem bardzo zadowolona, a szczególnie z dzisiejszych 500 metrów, ponieważ udało mi się wcisnąć między Holenderki, zajęłam drugie miejsce, co bardzo mnie satysfakcjonuje i daje takiego dobrego kopa na te następne biegi w tym sezonie - dodaje. 

Wśród panów w wieloboju sprinterskim w Heerenveen do ostatniej chwili o medal walczył Damian Żurek. W sobotę był trzeci na 1000 metrów, ale ostatecznie niewiele przegrał brązowy medal z Timem Prinsem z Holandii. Wygrał Jenning De Boo, wyprzedzając Merijna Scheperkampa, siódmy był Marek Kania, a ósmy Piotr Michalski.

Dzisiejsza "pięćsetka" mi nie wypaliła, było za dużo błędów, wieloboje są to bardzo ciężkie zawody, a my mieliśmy niecałe 12 godzin przerwy po piątkowych startach - mówi Damian Żurek. Tak naprawdę poszedłem spać po północy, ale noc była praktycznie nieprzespana, adrenalina, stres, zmęczenie wszystko się nałożyło. W drugi dzień musiałem wejść troszkę z opóźnieniem i ta "pięćsetka" trochę na tym ucierpiała. Ale i tak jestem zadowolony, bo na tysiąc odżyłem i cieszę się, że tak naprawdę do czołówki brakowało niewiele, więc tutaj są duże plusy. Teraz wylatujemy do Calgary i tam będziemy robić ostatnie szlify i będziemy startować w Pucharach Świata. Tak, jesteśmy w stanie walczyć i podejmować walkę, gdyby nie ta moja "pięćsetka", wydaje mi się, że byśmy byli troszeczkę wyżej, ale nie załamujemy się. Bierzemy to czwarte miejsce, cieszę się z niego, biorę je do siebie i teraz czas skupić się na kolejnej części sezonu - dodaje. 

Europejski czempionat jest przeprowadzany w formule wielobojowej. W wieloboju, jak również wieloboju sprinterów, kluczem do walki o najwyższe cele jest wszechstronność, dlatego słabszy przejazd na jednym z dystansów może sporo kosztować. W sobotę w "dużym" wieloboju starty w Holandii rozpoczęła trójka Polaków - Natalia Jabrzyk, Olga Piotrowska i debiutujący w polskich barwach Władimir Semirunnij. Ta pierwsza dobrze wypadła na 500 metrów, zajmując trzecią lokatę. Warto zauważyć, że w mistrzostwach Europy pracują także polscy sędziowie - Marta Witkowska sędziuje kobietom, a Bartosz Dawidowski jest starterem.

Na pewno 500 metrów było dla mnie takim przetarciem przed tą dużą publicznością - mówi Natalia Jabrzyk. Trzecie miejsce, nie ukrywam, że był to mój cel, żeby znaleźć się na tym podium. Szczególnie miło się tam stało, kiedy obok były Holenderki i cała publiczność biła nam brawo. Jeżeli chodzi o 3000, myślę że też wykonałam swoje założenie. Chciałam zakręcić się wokół życiówki, która jest z szybkiego toru. Zabrakło mi sekundy, więc uważam, że to za bardzo dobry bieg - dodaje.