2024 rok był niezwykle udany dla polskiej siatkówki. Wszystko za sprawą naszej męskiej reprezentacji, która z igrzysk olimpijskich w Paryżu przywiozła srebrny medal. "To sprawia, że ten rok się przyjemniej podsumowuje" - podkreśla w rozmowie z RMF FM kapitan siatkarskiej reprezentacji Polski i Zaksy Kędzierzyn-Koźle Bartosz Kurek. Dla naszego reprezentanta tegoroczne święta Bożego Narodzenia będą wyjątkowe, bo po raz pierwszy od kilku lat spędzi je w Polsce. W rozmowie z Wojciechem Marczykiem z redakcji sportowej RMF FM siatkarz zdradza, jak będą wyglądały jego święta, a także, jak to się stało, że pokochał koty.
Mijający rok był dla siatkarskiej reprezentacji Polski bardzo wymagający. Wszystko z powodu igrzysk olimpijskich w Paryżu. Biało-Czerwoni jechali do stolicy Francji w roli jednego z faworytów do złota. Z tej roli udało się wywiązać, bo zespół prowadzony przez Nikolę Grbicia wywalczył srebro.
Przełamaliśmy tę klątwę ćwierćfinału, bo teraz już możemy sobie mówić, że to była klątwa. Przez tyle czasu zaklinaliśmy, że nie ma nic takiego, a jednak z jakiegoś powodu przez tyle lat nie byliśmy w stanie przejść tej fazy turnieju. Właściwie to nigdy nie przeszliśmy tej fazy turnieju. To jest ciekawe, bo nawet kiedy nasi mistrzowie zdobyli złoto, to nie było ćwierćfinału. To cieszy i sprawia, że ten rok przyjemniej się podsumowuje. Ja jednak nadal czuję, że mam swoje cele, które chcę osiągnąć, że mam w sobie ten głód, żeby dalej grać na jak najwyższym poziomie - mówi z uśmiechem Bartosz Kurek.
Zdobyty medal sprawił też, że wielu kibiców nie mogło doczekać się powrotu kapitana kadry do PlusLigi. Bartosz Kurek podpisał przed sezonem kontrakt z Zaksą Kędzierzyn Koźle. Nowy - pierwszy od pięciu lat - sezon siatkarski w Polsce dla atakującego nie rozpoczął się jednak dobrze. Już w pierwszym ligowym meczu kapitan Zaksy nabawił się kontuzji oka. Przerwa od grania trwała kilka tygodni, ale teraz ze zdrowiem siatkarza jest już wszystko w porządku.
Nie chcę opowiadać tutaj takich nieprzyjemnych anegdot, natomiast było to bardzo nieszczęśliwe wydarzenie. To był niesamowicie zły zbieg okoliczności. Zawsze jednak staram się patrzeć na takie przypadki pozytywnie. Mogłem więc trochę z boku poobserwować chłopaków. Mogłem też nabrać jeszcze więcej zapału do pracy, trochę więcej głodu siatkówki. Pod tym względem myślę, że był to produktywny okres - podkreśla Kurek.
Z powodu przerwy od treningów i grania kapitan reprezentacji Polski i Zaksy miał czas, by pokibicować swojej żonie z trybun. Anna Kurek po kilkuletniej przerwie wróciła bowiem do grania w siatkówkę i występuje w klubie NTSK PANS Komunalnik Nysa.
Cieszę się bardzo, że Ania wróciła do grania, że może się spełniać zawodowo bardziej niż w Japonii. Chociaż w Japonii rozkręciła fajny kanał na YouTubie. Teraz wróciła do tego, co kocha chyba najbardziej - może oprócz mnie - czyli do siatkówki. Wszystkich fanów żeńskiej siatkówki zapraszam więc do kibicowania, obserwowania. Drużynie z Nysy w drugiej lidze idzie na razie bardzo dobrze - podkreśla z uśmiechem Bartosz Kurek.
We wrześniu ogromna powódź zniszczyła wiele miast na południu Polski. Zalana została także Nysa, w której swój dom ma Bartosz Kurek.
Na szczęście nasz dom nie ucierpiał aż tak bardzo. Wiadomo, że jakieś tam straty ponieśliśmy, ale są one nieporównywalne do tego, z czym musieli mierzyć się inni mieszkańcy Nysy i innych miast na południu kraju - mówi kapitan Zaksy.
Powódź sprawiła jednak, że w domu Kurków pojawili się nowi lokatorzy. Dwa koty, których płaczliwe miałczenie usłyszała Ania - żona siatkarza, która wychodziła akurat z domu.
Moja żona i jej dobre serce je uratowało. Cóż, ja teraz też jestem w nich zakochany - przyznaje z uśmiechem Bartosz Kurek i dodaje, że kociaki mają niezwykłe imiona nawiązujące do sytuacji, w jakiej zostały uratowane.
Oki i Mizu. Tak nazywają się kociaki i ma to swoją historię. Mizu to jest po japońsku woda, a Oki - tak zawsze na mnie wołali, kiedy szedłem ulicą. To oznacza wysoki, duży. Ich imiona oznaczają więc wielką wodę, która je do nas przyniosła - wyjaśnia Bartosz Kurek, który - jak sam podkreśla - stał się teraz kociarzem, chociaż do tej pory zdecydowanie wolał psy.
Bartosz Kurek przez ostatnie cztery sezony występował w lidze japońskiej. Sezon przed wyjazdem do Azji grał we Włoszech, dlatego nie mógł razem z rodziną spędzić świąt Bożego Narodzenia w Polsce. Tegoroczne święta będą więc wyjątkowe.
Trochę podróży nas czeka, bo Ania jest z okolic Szczecina. Moi rodzice mieszkają na Dolnym Śląsku. To będą jednak przyjemne podróże. Fajne spotkania z rodziną i taki czas, żeby trochę pocelebrować - mówi Bartosz Kurek.
W Japonii małżeństwo Kurków starało się zachować tradycyjne wigilijne dania, na ile było to możliwe. Jednak świątecznych pierogów zjedzonych w rodzinnym gronie siatkarz nie może się już doczekać.
Ja jestem absolutnie team pierogi. Brakowało mi ich. Może nie tyle samych pierogów, bo można je sobie samemu w domu zrobić, ale brakowało mi pierogów zjedzonych w otoczeniu rodzinnym. To jest coś zupełnie innego. Natomiast jestem z tych ludzi, którzy nadal nie rozumieją, o co chodzi z kutią. Jeżeli ktoś byłby mi w stanie wytłumaczyć, na czym polega fenomen tej potrawy - to bardzo chętnie. Może po prostu nie próbowałem jeszcze dobrej kutii - mówi kapitan reprezentacji i Zaksy.
Przy świątecznym stole w rodzinie Kurków na pewno nie zabraknie rozmów o siatkówce. Anna - żona Bartosza jest przecież siatkarką. Profesjonalnie, przez wiele lat grał też tata kapitana kadry - Adam.
A czego życzy sobie Bartosz Kurek na nowy rok? Chciałbym troszeczkę dystansu złapać do swojej pracy. To jest jednak kluczowe, kiedy jesteśmy w takim natłoku meczów, treningów i kiedy presja rośnie. Wydawało się, że po igrzyskach już nie może być wyżej, ale jednak. Dla mnie powrót tutaj do naszej rodzimej ligi też niesie ze sobą jakąś dawkę stresu. Myślę więc, że trochę dystansu. Troszkę oddechu od tej codziennej pracy, którą uwielbiam. Myślę, że to byłoby wskazane - mówi o życzeniach dla siebie na nowy rok Bartosz Kurek.