FC Barcelona po wyjazdowym zwycięstwie nad Getafe 4:1 utrzymała pozycję lidera w hiszpańskiej Primera Division. Dopiero 10. miejsce zajmuje natomiast Real Madryt, który niespodziewanie uległ w meczu 4. kolejki Sevilli 0:1.
Największym zaskoczeniem w starciu Barcelony z dużo niżej notowanym Getafe był brak w pierwszym składzie Leo Messiego. Argentyńczyk zaczął mecz na ławce po raz pierwszy od niemal roku. Jego absencja była widoczna na boisku, bo Katalończycy długo nie mogli udokumentować swojej przewagi. W 32. minucie do siatki trafił Adriano, ale później Barca nie była w stanie pokonać bramkarza gospodarzy. I wtedy na boisku pojawił się Leo Messi, który pokazał co znaczy dla katalońskiego klubu - Argentyńczyk zdobył dwie bramki, a pod koniec meczu trafienie dołożył jeszcze David Villa - to rozwiało wszelkie wątpliwości. Jedyne z czego podopieczni Tito Vilanovy mogą być niezadowoleni to uraz Carlesa Puyola, który będzie musiał pauzować przez około miesiąc.
W fatalnych nastrojach są za to kibice z Madrytu. Real pojechał do Sevilli, by wreszcie zacząć pogoń za Barceloną, ale tylko powiększył stratę. Duża w tym zasługa Ikera Cassillasa, który już w pierwszej minucie niepewnie interweniował i piłka wyleciała za końcową linię boiska. Błąd się zemścił - po rzucie rożnym bramkarza reprezentacji Hiszpanii pokonał Trochowski. Później było jeszcze dużo emocji - od pękniętej piłki, przez brutalne zachowanie Higuaina (sędzia go oszczędził), po dogodne sytuacje strzeleckie z obu stron.
Wynik się jednak nie zmienił i po czterech kolejkach Real z dwiema porażkami, jednym remisem i jednym zwycięstwem traci do Barcelony już 8 punktów.