20 lutego 1993 roku na odcinku Dolnośląskiego Rajdu Zimowego Ford Sierra prowadzony przez Mariana Bublewicza uderzył w drzewo. Akcja ratownicza była prowadzona chaotycznie i przede wszystkim za wolno. Jeden z najwybitniejszych polskich kierowców zmarł w szpitalu.
W Olsztynie, skąd pochodził Marian Bublewicz, jego fani i przyjaciele spotkali się na Starym Mieście. Marian był wyjątkowym człowiekiem. Spokojny, ale konsekwentny, można było od niego dużo się nauczyć - powiedział naszemu reporterowi pan Paweł, który przed laty pracował w teamie Bublewicza. Przed Starym Ratuszem można było podziwiać repliki samochodów, którymi ścigał się przed laty Bublewicz. To Polonez 2000 z 1986 roku. Ma dwulitrowy silnik z krótką skrzynią biegów i krótkim przełożeniem dyferencjału. To pomnik dla Mariana, którego podziwiałem jako mały chłopiec. Takim polonezem Marian wygrywał z zachodnimi markami - mówi Marcin Derewońko, właściciel repliki. W Olsztynie pojawił się też ford sierra cosworth z 1992 roku. Jego oklejenie i stylizacja nawiązywała do Rajdu Polski.
20 tytułów mistrza Polski, w tym aż 7 w klasyfikacji generalnej - Bublewicz na przełomie lat 80. i 90. nie miał sobie równych na polskich odcinkach specjalnych. Pierwszy raz czempionem w "generalce" został za kierownicą Fiata 125p, później przesiadł się do fabrycznego Poloneza, by pod koniec lat 80. objeżdżać rywali Mazdą 323.
Olsztynianin dominował na odcinkach specjalnych, ale górował też w kwestiach organizacyjnych - to on w 1991 roku założył pierwszy w Polsce profesjonalny zespół rajdowy oparty o pieniądze światowego giganta Marlboro. Charakterystyczna biało-czerwona Sierra wjechała w tamtym roku na pierwsze miejsce krajowego czempionatu. Rok później "Bubel" wywalczył wicemistrzostwo Europy.
Sezon 1993 zaczął się dla niego pechowo. W pierwszym rajdzie sezonu musiał wystartować innym niż wcześniej planował samochodem. Bublewicz zamiast nowego Escorta dostał Sierrę, która była zupełnie inaczej ustawiona niż rajdówki, którymi jeździł. Od początku rywalizacji w Zimowym Rajdzie Dolnośląskim jechało mu się źle. Przed piątym odcinkiem specjalnym jednak prowadził, a drugi Paweł Przybylski tracił do niego sekundę. Niestety po kilku kilometrach tego oesu auto Bublewicza wypadło z trasy i uderzyło w drzewo. Akcja ratunkowa była prowizoryczna, zabrakło sprzętu do rozcinania blach i kierowcę wydobyto z samochodu dopiero po 40 minutach.
Dziś na odcinku Orłowiec-Złoty Stok nie ma już owego drzewa, ścięli je kibice, którzy zrobili z niego krzyż.
(mal)