Z nagrań monitoringu wynika, że Maksymilian F. nie miał broni podczas pobytu we wrocławskim komisariacie - pisze dzisiejsza "Rzeczpospolita". Gazeta zaznacza, że broń mogła zostać ukryta w radiowozie. W piątek wieczorem 44-latek podczas przewożenia go radiowozem postrzelił dwóch policjantów. Mężczyźni zmarli w poniedziałek.
Jak czytamy w "Rzeczpospolitej", Maksymilian F. miał zostać dwukrotnie przeszukany przez dwie policyjne ekipy. Najpierw miało się to stać podczas zatrzymania go w domu. Potem po przewiezieniu do komisariatu. Gazeta informuje, że z nagrań z monitoringu wynika, że 44-latek nie miał przy sobie broni w komisariacie.
Wstępna hipoteza zakłada, że mężczyzna mógł ukryć broń w radiowozie, kiedy przewożono go z domu do komisariatu. Jak pisze gazeta, mężczyznę zatrzymało w jego domu w Kiełpinie pod Wrocławiem trzech doświadczonych policjantów. Maksymilian F. miał odsiedzieć półroczny wyrok za oszustwo internetowe.
Biuro prasowe Sądu Rejonowego w Białymstoku podało, że Maksymilian F. był poszukiwany listem gończym. Był oskarżony i został prawomocnie skazany na pół roku więzienia za to, że 21 listopada 2015 roku doprowadził do tzw. niekorzystnego rozporządzenia mieniem osobę, która chciała kupić lampę, zamówiła ją i wpłaciła pieniądze na wskazane konto, a zamiast zamówionego towaru dostała ekspres do kawy. Straty osoby poszkodowanej wyniosły 500 zł.
"Z akt sprawy wynika, że skazany nie stawił się na wezwanie sądu do odbycia kary pozbawienia wolności w jednostce penitencjarnej, a do chwili wydania ww. orzeczenia (wydania listu gończego - PAP) nie udało się go zatrzymać i osadzić. Nadto, podjęte czynności nie przyczyniły się do ustalenia jego miejsca pobytu" - podał zespół prasowy Sądu Rejonowego w Białymstoku.
Wiadomo, że wcześniej Maksymilian F. zamieszczał w internecie nagrania, na których groził policjantom. W filmie z początku listopada mówił, że jeśli funkcjonariusze będą chcieli się do niego zbliżyć, to otworzy ogień. Według nieoficjalnych informacji "Rzeczpospolitej" policja miała wiedzieć o tych filmach.
Z informacji "Rzeczpospolitej" wynika, że podczas zatrzymania 44-latek był spokojny. Miał być "wnikliwie" przeszukany. Wsiadł do nieoznakowanego radiowozu. Cztery godziny później w tym samym samochodzie zastrzelił dwóch innych policjantów.
Według gazety mężczyzna został po raz drugi przeszukany w komisariacie Fabryczna. Było to sprawdzenie "do majtek". Z nagrań z monitoringu wynika, że Maksymilian F. nie miał wtedy broni.
Później mężczyzna miał zostać przewieziony do izby zatrzymań na wrocławskich Krzykach. Do tego samego nieoznakowanego radiowozu zaprowadziła go już inna ekipa - Ireneusz Michalak i Daniel Łuczyński. "Rzeczpospolita" pisze, że 44-latek miał na rękach kajdanki, jeden policjant usiadł z nim z tyłu. Po godz. 22, kilkaset metrów dalej, porzucone auto na środku drogi znalazł przejeżdżający kierowca. W środku było dwóch policjantów z ranami postrzałowymi.
Obława za Maksymilianem F. trwała kilka godzin. W sobotę rano policja poinformowała o jego zatrzymaniu. Według nieoficjalnych informacji "Rzeczpospolitej" broń, rewolwer czarnoprochowy, miał zapięty w kaburze na klatce piersiowej.
Na razie policja nie przesłuchała funkcjonariuszy, którzy zatrzymali Maksymiliana F. w domu w Kiełpinie. Nie pozwala na to ich zły stan psychiczny.
Jak pisze "Rzeczpospolita", pierwsze ustalenia śledczych wskazują na błędy policjantów, którzy zatrzymali mężczyznę, ale go nie przeszukali.
Policja stawia wstępną hipotezę, że F. mógł ukryć rewolwer w radiowozie - np. pod siedzeniem, kiedy do niego wsiadł - zanim trafił na komisariat. Jest pewne, że policjanci nie zostali postrzeleni ze swojej broni. Dotąd nie znaleziono kajdanek jednego z funkcjonariuszy - przypuszczalnie F. uciekł z nimi z radiowozu.
Z kolei "Gazeta Wyborcza", powołując się na osobę znającą szczegóły śledztwa, pisze, że policjanci zostali postrzeleni ze współcześnie wykonanej repliki XIX-wiecznego rewolweru. Kaliber 44 milimetry, długość takiej broni to ok. 25-30 cm - mówi rozmówca gazety. Dodaje, że "taki rewolwer to nie jest więc mała rzecz".
Jak mówi rozmówca "Gazety", przy rutynowym przeszukaniu nie da się nie znaleźć takiej broni.
Zgodnie z polskim prawem na broń czarnoprochową nie trzeba mieć zezwolenia. Wystarczy mieć ukończone 18 lat, by ją kupić.