Od 180 do nawet 700 tys. złotych miesięcznie brakuje w niektórych szpitalach w Śląskiem na zrealizowanie podwyżek dla pracowników, które przyznał im rząd. Jak mówią szefowie szpitali z regionu, pieniędzy z Narodowego Funduszu Zdrowia nie wystarczy.
Związek Szpitali Powiatowych Województwa Śląskiego - który zrzesza 22 placówki z regionu - zorganizował dziś briefing prasowy. Uczestniczyli w nim dyrektorzy lub prezesi kilku śląskich placówek - z Katowic, Kłobucka i Tarnowskich Gór.
Wzrost wynagrodzeń w służbie zdrowia zapewnia przyjęta niedawno nowelizacja ustawy o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych oraz niektórych innych ustaw.
Zgodnie z nowelą, gwarantowany poziom najniższych wynagrodzeń wzrasta od 17 do 41 proc. W końcu lipca minister zdrowia Adam Niedzielski oceniał, że 90 proc. szpitali nie zgłasza żadnych problemów w sfinansowaniu podwyżek. Podczas poniedziałkowej konferencji prasowej w Bytomiu szefowie szpitali powiatowych z woj. śląskiego poinformowali, że zarządzane przez nich placówki nie mają wystarczających środków na ustawowe podwyżki.
Jak mówił Krzysztof Zaczek, wiceprezes Związku Szpitali Powiatowych Województwa Śląskiego, a także prezes Szpitala Murcki w Katowicach, "w pierwszym odruchu, kiedy otrzymaliśmy aneksy z Narodowego Funduszu Zdrowia, pierwsza myśl była właśnie taka, że po prostu tych pieniędzy nie wystarczy".
W związku z tym, w zasadzie, nie powinniśmy zaciągać zobowiązań i mówić pracownikom: dostaniecie. Ale po przeanalizowaniu, nie chcemy, żeby pracownicy poczuli się w jakiś sposób ukarani, bo to nie jest żadnym stopniu ich wina. Więc te pieniądze będziemy wypłacać - zapewnił szef murckowskiego szpitala w rozmowie z dziennikarką RMF FM Anną Kropaczek.
Jak podkreśla prezes placówki, "na pewno wypłacimy najbliższe wynagrodzenie w tej podwyższonej wartości z wyrównaniem od 1 lipca, bo ta ustawa obowiązuje od 1 lipca". Zaznacza jednak, że nie wie, jaka będzie sytuacja w następnych miesiącach.
Krzysztof Zaczek podkreślił, że zarządzany przez niego szpital, nie bilansuje się "już od pewnego czasu ze względu na rosnące ciągle koszty, a praktycznie pozostające na niezmienionym, czy niewiele zmienionym, poziomie wyceny świadczeń".
Na pytanie dziennikarki RMF FM o to, na czym szpital może oszczędzać, prezes placówki stwierdził, że "to jest bardzo trudne pytanie, ponieważ my, w szpitalach, mamy bardzo mocno związane ręce".
Po pierwsze wymogi dla działalności szpitalnej są mocno skodyfikowane w rozporządzeniach ministra zdrowia, w zarządzeniach prezesa Narodowego Funduszu Zdrowia. W związku z tym, my nie możemy swobodnie kształtować liczby pielęgniarek, liczby lekarzy, liczby danego sprzętu czy wyposażenia. W większości jest to określone odgórnie. Więc tu niespecjalnie możemy szukać oszczędności - mówił Krzysztof Zaczek.
Jak zaznaczył, "głównym zasobem w medycynie, ze względu na specyfikę, jest personel". Zaczek podkreślił, że szpitale zostały "praktycznie pozbawione narzędzi zarządczych, bo o wysokości wynagrodzeń decyduje Sejm w drodze ustawy lub pan minister w drodze różnych porozumień czy rozporządzeń".
Oczywiście my szukamy tych oszczędności. Szpitale wykonują termomodernizację, żeby zaoszczędzić na kosztach energii. Efekt jest taki, że my zużywamy energii mniej, ale jej cena rośnie, więc wychodzimy znowuż na to samo. Oczywiście wprowadzamy różnego rodzaju rozwiązania starające się optymalizować - skracać np. czasy pobytów pacjentów, ale też musimy mieć na względzie, że na pierwszym miejscu jest dobro i bezpieczeństwo pacjenta. I tu oszczędzać po prostu nie możemy. Nie można powiedzieć komuś, że zrobimy coś taniej, że będziemy go leczyć tańszymi lekami - mówił prezes Szpitala Murcki w Katowicach.