Na stole wielkanocnym na Śląsku od zawsze królowały jajka i mięso, którego nie można było jeść przez cały Wielki Post. Ze słodkich przysmaków w święta nie może zabraknąć tradycyjnego śląskiego kołocza.
Przed Wielkim Postem zabijano świnie. Zjadano to, co się mogło zepsuć, np. krupnioki, a potem wędzono kiełbasy, szynki, balerony i to wszystko czekało zamknięte. Kobiety nosiły w kieszeni klucz, żeby mężczyźni, chłopcy nie dostali się do mięs - opowiada Marek Szołtysek, historyk i autor książek związanych z kulturą śląską.
Podkreśla, że śniadanie wielkanocne nie zastępowało obiadu. Jadano je wcześnie rano, bo święta zaczynały się od mszy rezurekcyjnej o świcie w niedzielę.
Jedną z wielkanocnych potraw na Śląsku był murzin wielkanocny, zwany też szołdrą albo święcelnikiem. Była bieda i nawet jeśli ludzie mieli mięso przygotowane na Wielkanoc, to robili ciasto, do środka wkładali kawałek mięsa czy kiełbasy wędzonej i piekli w całości. Ciasto mogło być różne - jedni woleli kołoczowe, inni chlebowe - mówi Szołtysek. Dodaje, że na Śląsku Cieszyńskim potrawę nazywano murzynem (po śląsku: murzinem), w okolicy Radlina - szołdrą, a w Połomii święcelnikiem.
Na świątecznym stole nie może zabraknąć kołocza śląskiego. To drożdżowe ciasto bez nadzienia lub z nadzieniem serowym, makowym albo jabłkowym oraz z posypką na wierzchu.
Kołacz (po śląsku: kołocz) śląski posiada Chronione Oznaczenie Geograficzne - europejski znak przyznawany produktom regionalnym wyjątkowej jakości, o nazwie nawiązującej do miejsca, w którym jest wytwarzany i podkreślającej ich związek z tym miejscem.
Tradycyjny kołocz śląski pieczony jest na Górnym Śląsku i Śląsku Opolskim. Wywodzi się od staropolskiego kołacza, choć nie ma okrągłego kształtu. Śląski kołocz jest prostokątny. Dawniej było to obrzędowe ciasto weselne. Wypiekano je również z okazji świąt: Wielkanocy, Bożego Narodzenia, komunii itp. Obecnie jest bardziej powszechne, dostępne w cukierniach.