Szynki, salcesony: biały i czarny, kaszanka, kiełbasy i gruba słonina – to wszystko, jak podkreśla etnograf, można było znaleźć na świątecznym stole w Łódzkiem. Królowała świnina, bo była symbolem zamożności gospodarza.
Czas świąt Wielkiej Nocy to okres, gdy można pofolgować swoim kulinarnym upodobaniom. W Łódzkiem nie mogło zabraknąć świniny.
Gospodarz, który mógł pochwalić się takim mięsem na święta, musiał być zamożny. Wykarmienie świni - zwłaszcza w okresie zimy i przednówka - wymagało nakładów. Ten kogo było na to stać, musiał być bogaty i gospodarny.
W okolicach Piotrkowa Trybunalskiego i Bełchatowa ziemia słynie z produkcji świniny, w związku z tym nie może na tym stole - szczególnie tam - zabraknąć szynek, głów świńskich, przyrumienionych, upieczonych prosiaków i kiełbas. Świnina na świątecznym stole oznaczała wysoki status gospodarza.
To musiał być zamożny człowiek - zauważa etnograf, dr Aldona Plucińska, z łódzkiego Muzeum Archeologicznego i Etnograficznego.
Świnia, jeśli była odpowiednio utuczona i przetrwała zimę, również stawała się takim niepisanym symbolem życia, przetrwania. Zresztą, tłuszcz także kojarzył się z życiem i zapewniał trwanie - życie człowiekowi. Jedzenie, tłuste jedzenie, oznaczało życie - zwłaszcza na wsi.
A przepisy na wyroby rzeźnicze - to święta tajemnica każdej gospodyni i rzeźnika. W literaturze źródłowej próżno szukać takich receptur. Jedzenie powstawało z potrzeby serca i opierało się na doświadczeniu przekazywanym z pokolenia na pokolenie.