Do Ośrodka dla Osób Niepełnosprawnych w Radwanowicach w Małopolsce prowadzi stara brama. Jeszcze niedawno stała tam bożonarodzeniowa szopka. Dziś przed furtką wystawione jest czarno białe zdjęcie. Spokojnym, ale bardzo uważnym spojrzeniem, patrzy z niego ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski - gospodarz tego domu. Teraz nieobecny. Niestety – nie jest to chwilowa nieobecność. Są za to osoby, które zdecydowały się stworzyć z nim to niezwykłe miejsce – małe miasteczko. Choć mieszka i pracuje tu wielu ludzi, jest cicho. Bardzo cicho.

Przed drzwiami do głównego budynku biega mały, brązowy kundelek. Czuje się jak u siebie. Podopieczni często opiekują się zwierzętami - wyjaśnia nam Arkadiusz Tomasiak, który wita nas w progu. Na każde dobro jest tu miejsce i na każdego potrzebującego jest miejsce. Takiego na czterech łapach też.

Idziemy po schodach do głównego pomieszczenia fundacji. Można łatwo rozpoznać ścianę z dużym regałem - często była widoczna podczas wywiadów telewizyjnych z księdzem. Regał wypełniony jest książkami, ale na górze mieszka cały anielski zastęp - od pięknych dzieł artystów, po małe zwykłe proste figurki aniołków. W pokoju jest bardzo dużo drobiazgów i pamiątek: medale, dyplomy, ogromne kolorowe maski z Albertiany - Ogólnopolskiego Festiwalu Twórczości Teatralno-Muzycznej Osób z Niepełnosprawnością Intelektualną.

Zdjęcia

Miesiąc temu doszła nowa pamiątka. Zdjęcie księdza Isakowicza-Zaleskiego - to samo, które przywitało nas przed budynkiem. Pali się przez nim gruba, biała świeca.

Na ścianie wisi tez inne zdjęcie, na którym są dwie twarze. Jedna to twarz prezesa fundacji, druga to namalowana twarz jej patrona Brata Alberta. Autor fotografii bezbłędnie uchwycił moment. Fizyczne podobieństwo obu postaci jest uderzające. Właściwie... nie tylko fizyczne.

Jest to wyjątkowe zdjęcie, autor uchwycił coś niezwykłego. Jak ksiądz miał niesamowitą duszę brata Alberta, dla niego zawsze osoby potrzebujące  na pierwszym miejscu - mówi Arkadiusz Tomasiak.

Krzesło

Najwięcej miejsca w pokoju zajmuje ogromny stół. Na jego czele stoi krzesło, które teraz pozostało puste.

Myślę, że nikt nie będzie miał odwagi siąść tam, gdzie siedział ksiądz. Gdy mieliśmy ostatnio radę i została  wybrana nowa pani prezes, to nikt nie siadł na tym krześle. I nikt nie będzie siadał, ponieważ to jest miejsce dla księdza - opowiada Arkadiusz Tomasiak.

Za drzwiami - dziś zamkniętymi znajduje się gabinet księdza a w nim jego biurko. To miejsce też pozostanie jego. Z czasem może uda się tam stworzyć miejsce pamięci o założycielu domu w Radwanowicach. W jednym z wywiadów na pytanie, co ksiądz  zrobiłby, gdyby zostało mu 24 godziny życia odparł:

Na koniec poszedłbym posprzątać swoje biurko. Zawsze leży na nim mnóstwo książek i papierów. Chciałbym, żeby ktoś, kto przejmie po mnie całe to dzieło, nie musiał zaczynać od sprzątania.

Jest w tych słowach ogromnie dużo pokory. Świadomość tego, że nie jest się niezastąpionym. Jednak współpracownicy mówią, że ksiądz był niezastąpiony.

Podobno nie ma ludzi niezastąpionych. Nie da się zastąpić księdza - zaznacza Arkadiusz Tomasiak. Podkreśla jak w wielu środowiskach działał i był dla nich wsparciem.

 Dla niego zawsze najważniejsze były osoby niepełnosprawne. Pierwsze miejsce, do którego szedł, żeby się witać to były osoby niepełnosprawne. I był tam przyjmowany jak brat, jak ojciec. Jedni mówili mu wujku, inni po imieniu, inni "księże prezesie". Ta radość jak go widzieli, to było cos niesamowitego. Takie przesłanie, że mamy iść w takiej pokorze. Iść i służyć - opowiada  Małgorzata Urbanik z Fundacji im. Brata Alberta  - obecnie jej prezes, choć te słowa nie przechodzą jej przez ściśnięte gardło, gdy się witamy. "Pełniąca obowiązki" brzmi lepiej, prezes był, jest i będzie tylko jeden.

O księdzu mówi, że był kimś więcej niż szefem. Podczas naszej rozmowy jest ubrana na czarno, żałobnie i jej wspomnienia mają w sobie wiele takiego bólu, jaki odczuwa się tylko po starcie najbliższych.

Mapa

Idziemy z bliska obejrzeć dzieło księdza, po drodze mijamy wielką drewnianą mapę Polski. Dostał ją w prezencie, aby zaznaczać na niej punkty gdzie znajdują się już placówki podległe fundacji. Bardzo go ten prezent ucieszył, ale nie znalazł czasu by zaznaczyć na niej miasta i nacieszyć się potęgą stworzonego dzieła. Prawie 40 jednostek, 1200 podopiecznych. A byłoby się z czego cieszyć, bo to dziś kilkadziesiąt miejsc, gdzie czyni się dobro.

Szopka

Kolekcjonować lubił. Gromadził figurki z szopki bożonarodzeniowej. Bliscy znali jego pasję. Figurki dawali mu czasem w prezencie na różne okazje. W tym roku nie miał siły rozstawić swoich zbiorów. Nie będzie też już okazji by poszerzyć kolekcję. Czyżby okazało się, że jest już kompletna?

Kaplica

Następne kroki kierujemy do kaplicy. Choć to słowo może zasugerować duży, ozdobny dom Boży. Kaplica w Radwanowicach jest mała i bardzo skromna. Ołtarz - surowe cegły a na nich deska. Na nim znajdują się wszystkie naczynia potrzebne do odprawienia mszy. Żadnego przepychu,  jest zbędny. Utrudnia skupienie się na sensie modlitwy.

Miejsce wyjątkowe i skromne, takie jak ksiądz. Bo kto tak naprawdę znał księdza, wiedział, że żył wśród podopiecznych i miał malutki pokoik - przypominają pracownicy.

Gdy stanie się przed ołtarzem, wzrok przykuwa tablica węgielna przygotowania do wmurowania pod nowy dom. Czeka na niego 25 podopiecznych. Tablica stoi jak zadanie do odrobienia. Ksiądz już nie zdążył, teraz dokończenie inwestycji to zadaniem pana Arkadiusza Tomasiaka. Wspomina, że zabrakło czasu by porozmawiać z księdzem o szczegółach, rak nawrócił z zaskoczenia, nagle. Ma wiele obaw. Z wykształcenia jest fizjoterapeutą. Ma duże doświadczenie w fundacji, ale niekoniecznie w budowaniu. Pociesza go fakt, że ksiądz również nie był budowlańcem, a zbudował w Radwanowicach całe miasteczko. Biblijny Noe to w sumie też budowlany amator, więc może takie są Boże ścieżki. 

Droga krzyżowa

Jest w Radwanowicach jedna ścieżka niezwykła. Miejsce podobno najpiękniej wygląda wiosną i latem. Ale nawet późną zimą robi wrażenie. To droga krzyżowa poprowadzona w ogrodzie. Na wyobraźnię modlącego się oddziałują malowane stacje, Golgota usypana z kamieni i ogromny głaz, który będzie służył za ołtarz. Ksiądz nie zdążył odprawić tam mszy. Pewnie zrobiłby to teraz, na początek Wielkiego Postu. Zabrakło miesiąca i kilku dni.

Z radwanowickiej drogi krzyżowej widać nawet czasem Tatry, z których podobno jest trochę bliżej do nieba.

Dom

Radwanowicki ośrodek to także teren budowy. W grudniu udało się doprowadzić do stanu surowego zamkniętego. Wprawiono okna - bardzo cieszyły prezesa fundacji. Teraz najgorsze: instalacje, tynki, ocieplenie, wykończenie. Potrzeba na to minimum 3 milionów złotych. Po to by kolejni niepełnosprawni mogli zamieszkać w dobrych warunkach, razem, ale w poczuciu poszanowania i miłości. Ich wspólnoty nadają sobie nazwy. Są jak rodziny, które mieszkają na jednym osiedlu.

Posklejanie na nowo tej wielkiej wspólnotowej rodziny to zadanie skomplikowane. Pracownicy fundacji mówią, że najgorsze dopiero przed nimi. Nie wszyscy podopieczni są w stanie zrozumieć, co się stało. Ksiądz był z nimi blisko. Jedni mówili mu: prezesie a niektórzy nawet po imieniu. To z nimi witał się najpierw, gdy wracał. Byli przyzwyczajeni do tego, że wyjeżdżał. Dlatego teraz czekają. Nawet Ci, którzy byli na pogrzebie, nie zawsze potrafią naprawdę zrozumieć jego odejście. Po prostu tęsknią...i czekają.