W Polsce od kilku lat zapanowała moda na ubrania z drugiej ręki. Wymieniamy się, kupujemy przez internet i chodzimy do ciucholandów. Coraz więcej z nich przypomina zwykłe sklepy, gdzie ubrania są posegregowane według typów i rozmiarów. Zdanie "kupiłem na ciuchach" już nie stygmatyzuje, wręcz przeciwnie.
Przedstawiciele Jewellerybox, brytyjskiej firmy specjalizującej się w tworzeniu biżuterii, postanowili stworzyć specjalny "The 2022 Thrifting Report", dzięki któremu fani tego typu zakupów poznali ranking miast, gdzie można znaleźć najciekawsze butiki z używaną odzieżą. Kraków znalazł się na drugim miejscu na tej liście. Najlepsze było Las Vegas.
Do sklepów z używaną odzieżą zaglądają już nie tylko osoby, których nie stać na nowe ubrania. Są to także osoby, które szukają okazji do zdobycia rzeczy z droższym składem - z kaszmiru, jedwabiu czy wełny. W second handach poszukujemy również oryginalności i marek z naprawdę wysokiej półki.
Są też osoby z dużym zasobem pieniędzy, ale szukają właśnie takich perełek. Zdarzają się markowe, drogie firmy, które kosztują parę tysięcy zł, np. bluzka czy kożuch czy sukienka - opowiada Beata Żemlińska, właścicielka jednego z takich sklepów w Krakowie na Ruczaju.
Tzw. lumpeks to świetne miejsce by znaleźć karnawałową czy studniówkową kreację oraz przebranie dla dziecka np. za Śnieżkę lub Spidermana.
Jest teraz dużo takich imprez, np. lata 90’, PRL i właśnie tutaj młodzież i nie tylko przychodzi i szuka. Pomagamy się wystylizować, oczywiście - dodaje właścicielka sklepu.
Do kupowania odzieży z drugiej ręki czasem przekonuje nas to, że to sprawdzone modele.
Nie ubieram się gdzieś tam w galeriach, bo moim zdaniem to jest bez sensu. Bluzka w galerii kosztuje - nie oszukujmy się - troszeczkę pieniążków. Wypiorę ją dwa, trzy razy i ta bluzka praktycznie idzie już gdzieś tam w kąt, do szafy. Czasem się rozchodzi, rozciąga. A jeżeli kupuję w sklepach z używaną odzieżą, wiem, że to już jest sprawdzone. To było prane, to było noszone i się z tym po prostu nic nie dzieje - twierdzi Iwona Godlewska, która zapełnia swoją garderobę także takimi rzeczami.
Zabawa w poszukiwanie perełek w lumpeksach może być wciągającą pasją. Instagramer Adam Strycharczuk pokazuje na profilu swoje "lumpowe polowania", dodając do tego zabawny komentarz.
Podkreśla, że wybór ubrań z drugiej ręki ma także wymiar ekologiczny, choć i to podejście może zamienić się w uzależnienie oraz konsumpcjonizm. Mimo wszystko dawanie kolejnego życia rzeczom już wyprodukowanym jest bardziej odpowiedzialnym podejściem od nakręcania spirali modowego przemysłu.
Tzw. fast fashion produkuje dziennie po kilka tysięcy nowych modeli. Nie o sztukach mówimy, a o modelach. Sztuk to są pewnie miliardy. My tak naprawdę tego nie potrzebujemy. To, co zostało już wyprodukowane - to nie jest tylko moje zdanie - po prostu wystarczy, żeby zaspokoić całą ludzkość żyjącą teraz na Ziemi, a pewnie też przyszłe pokolenia - podkreśla Strycharczuk.
Dla niego mniejszą wagę ma marka a bardziej liczy się to, czy ciuch po prostu mu się podoba. Dostrzega jednak, że są wśród miłośników lumpeksów i tacy, którym zależy tylko na tanim zakupie luksusowej marki.
Bywa, że w polowaniach na ciekawe ubrania jest też trochę poezji. Niestety sprzedawcy nie mogą nam opowiedzieć historii ubrań, które kupujemy, ale możemy puścić wodze fantazji. Ja często siadam, patrzę na tę kurtkę czy sweter i myślę, czy ktoś to nosił na serio, nosił do szkoły, do pracy. A może nigdy tego nie założył i wisiało szafie przez wiele lat. To jest piękne - uważa instagramer.
Jednym słowem to zajawka dla tych, którzy mają wyobraźnię. Nie tylko modową.