​Rosochaty Róg to malownicza wieś na Suwalszczyźnie, położona nad wschodnim brzegiem jeziora Wigry. Właśnie tutaj turyści szukają odpoczynku od miejskiego zgiełku, a mieszkańcy utrzymują się z wynajmowania im pokojów. W pensjonacie Wiejski Zakątek nad Wigrami dwa tygodnie temu spłonęła górna kondygnacja. Rodzina, która od kilkudziesięciu lat gości turystów, znalazła się w bardzo trudnej sytuacji.

W szczycie sezonu Anna i Piotr zamiast meldować gości, muszą odwoływać rezerwacje i zastanawiać się, jak poradzić sobie z ogromnym, finansowym wyzwaniem. Dwa tygodnie temu spłonęła górna kondygnacja ich pensjonatu. Budynek jest prowizorycznie zakryty folią. Jeśli nie uda się go szybko zabezpieczyć, ulewa może zniszczyć parter, gdzie wciąż działa restauracja.

Nie zdążyliśmy nic uratować, góra była drewniana, ogień rozprzestrzeniał się błyskawicznie, do tego ogromne zadymienie - mówi nam pan Piotr. Straciliśmy wszystko, bo spłonęła nie tylko konstrukcja budynku, ale też całe wyposażenie pomieszczeń: łóżka, materace, pościele, telewizory, wszystko spłonęło - wymienia.

Dolna część budynku została zalana podczas gaszenia pożaru - opowiada pani Ania. W tym także podpiwniczenie, gdzie było miejsce dla gości, kącik zabaw. Jak przyznaje, teraz trzeba zrobić całkowity remont.

Społeczność, która nie pozwala się załamać po tragedii

To, co można było zrobić samodzielnie, Nowelowie zrobili z pomocą sąsiadów.

Jesteśmy wszystkim bardzo wdzięczni, to ogromna pomoc, za którą zawsze będziemy wdzięczni - mówią wzruszeni. Sąsiedzi ruszyli od razu, pomagali nam, pomagali strażakom. Tutaj, przy budynku mamy taką drewnianą przybudówkę, która zaczęła się palić. Ocalała dzięki sąsiadom, którzy ugasili ogień wiadrami z wodą - relacjonują.

Sąsiedzi pomagali nie tylko w czasie pożaru, ale też po ugaszeniu ognia.

To grupa około 30 osób, przyjechali następnego dnia i pomogli posprzątać wszystko dookoła budynku, ale też zalaną stołówkę - mówi pan Piotr. To, co się dało, wynieśliśmy. Krzesła, stoły. Wszystko pomogli uprzątnąć, całe pogorzelisko - dodaje.

Pożar zabrał im pensjonat. Teraz walczą o odbudowę i proszą o pomoc

Po sprzątaniu, przyszedł czas na odbudowę. I chociaż bardzo ciężko prosić o pomoc, małżonkowie nie mają wyjścia i założyli zrzutkę [LINK DO ZBIÓRKI JEST TUTAJ].

To nie jest tak, że nie mieliśmy ubezpieczenia, bo dach był ubezpieczony i rzeczy gości, które były pozostawione, a spłonęły - też - mówi pani Ania.

Pieniędzy nie wystarczy jednak na odbudowę. Nie wiadomo też, kiedy wpłyną na konto właścicieli pensjonatu, a remont nie może czekać.

Jeśli dach nie będzie zabezpieczony, zniszczeniu ulegną dalsze kondygnacje, które jeszcze moglibyśmy użytkować - opowiadają reporterce RMF FM. Dach to podstawa, żebyśmy mogli spokojnie spać. Ze świadomością, że wychodząc z budynku po jakiejś burzy czy nawałnicy, nie zobaczymy zalanej reszty budynku - dodają.

Pod poddaszem, którego już nie ma, dalej funkcjonuje kuchnia, która karmi gości.

Musimy utrzymać to, co zostało, żeby po prostu mieć na przeżycie - opowiada drżącym głosem kobieta. Druga sprawa, oczywiście na pewno podejmiemy się pracy, zresztą teraz też pracujemy nie tylko tutaj - przyznaje.

Najbardziej boli, że pensjonat powstawał dzięki pracy pana Piotra i jego ojca. To rodzinny interes, z którego utrzymują się rodzice i dzieci właścicieli.

Wszyscy są zaangażowani w pracę w tym miejscu - mówią małżonkowie. Robimy obiady i śniadania, tata wędzi ryby, a mama zajmuje się konfiturami, ciastami, wypiekami... - opowiadają.

Jeśli uda się zebrać pieniądze na remont, dach powinien powstać w ciągu miesiąca.

Sąsiedzi są jak rodzina

Kiedy pensjonat zaczął płonąć, jeden z sąsiadów akurat wracał z Suwałk.

Widziałem, jak straż pożarna jedzie w tym kierunku, a takie sytuacje zawsze podnoszą ciśnienie każdej osobie, która jest tutaj w tej okolicy - opowiada pan Sebastian. Od razu podążałem za strażą pożarną i byłem tu od początku akcji gaśniczej. Ten widok, kiedy wyłonił się budynek, zapamiętam na zawsze. Serce podeszło mi do gardła, bo właścieiel pensjonatu to nie tylko mój sąsiad, to mój przyjaciel - zauważa.

Pan Sebastian nie zastanawiał się, tylko od razu zaczął pomagać.

Kiedy przyjechałem, jeden z naszych gości już stał, rozkładając węże strażackie - wspomina. Kiedy ugasiliśmy ogień, pomagaliśmy w uprzątnięciu wszystkiego. Każdy przyszedł ze swoimi rękawiczkami, sprzętami, materiałami. Nikt nie tracił czasu, żeby się witać, przybijać piątkę czy obchodzić budynek i robić zdjęcia, tylko każdy brał się od razu do roboty. Powiem szczerze, że chociaż długo mieszkam na tym terenie, nie rozpoznawałem wszystkich, którzy tu przyszli pomagać. Więc to nie byli tylko ci bliżsi znajomi - relacjonuje.

O wspierającej się w każdej sytuacji lokalnej społeczności opowiada nam sąsiadka Anny i Piotra.

Tutaj sąsiedzkie więzi, relacje znaczą znacznie więcej niż w mieście - mówi naszej dziennikarce pani Dorota. Sąsiad jest praktycznie jak brat. A przez lata, kiedy współistniejemy na jednej, małej przestrzeni, Ania i Piotrek zawsze nam służą pomocą, nigdy nas zawiedli, nigdy nie zostawili w potrzebie. W małych i dużych sprawach - zawsze są. Cała wieś pomaga, cała okolica, bo sąsiedzi naprawdę są w potrzebie i naprawdę na tę pomoc zasługują - dodaje.

Zbiórka na odbudowę pensjonatu po pożarze. Każda pomoc się liczy

Gospodarze pensjonatu zapraszają, żeby korzystać z ich oferty.

Zapraszamy na obiady, zapraszamy do naszego regionu, nie tylko do nas, ale też do sąsiadów - mówią oboje. Tu są przepiękne miejsca i serdeczność, którą każdy otrzyma nie tylko od nas, ale od wszystkich. Ludzie są tutaj serdeczni, pomocni. Warto tu przyjechać, zobaczyć takich ludzi i mieć z nimi kontakt. Zapraszamy!

Jeśli chcielibyście wesprzeć Annę i Piotra wejdźcie na stronę zrzutka.pl.

Opracowanie: