Anders Breivik przeprosił w sądzie rodziny swoich "przypadkowych i niezaangażowanych politycznie ofiar". Przeprosiny dotyczyły jednak tylko zamachu w Oslo, gdzie Norweg w lipcu ubiegłego roku podłożył bombę. Zginęło tam osiem osób.
Brevik odmówił natomiast przeproszenia bliskich osób zastrzelonych na wyspie Utoya, gdzie zorganizowano obóz młodzieżówki Partii Pracy. Powtórzył też, że masakra była "okrutna, lecz konieczna". Tłumaczył, że osoby zastrzelone na wyspie Utoya pełniły funkcje w młodzieżowej formacji rządzącej Norweskiej Partii Pracy, a letni obóz tego ugrupowania był "obozem indoktrynacji politycznej".
W strzelaninie na wyspie Utoya zginęło 69 osób, a osiem zginęło w wybuchu bomby w stolicy Norwegii. Ładunek eksplodował w pobliżu kancelarii premiera Jensa Stoltenberga, przewodniczącego Partii Pracy, którego nie było w biurze.
Proces Brevika trwa już tydzień. Norweg kilka razy powtórzył, że przyznaje się do zarzucanych mu czynów, ale nie czuje się winny. Tłumaczył, że działał w usprawiedliwionej samoobronie, chroniąc Norwegię przed wielokulturowością i zalewem islamu, którym sprzyja polityczna lewica. Podczas procesu przez cały czas obserwują go eksperci z dziedziny psychiatrii. Grozi mu do 21 lat więzienia, pod warunkiem, że zostanie uznany za poczytalnego. Do tej pory psychiatrzy wydali dwie wykluczające się ekspertyzy w tej sprawie. Wyrok w procesie Brevika ma zapaść w czerwcu lub w lipcu.