Złamana bedzie zasada równości szans kandydatów - to główny zarzut Rzecznika Praw Obywatelskich wobec nowej ustawy o wyborach mieszanych, nad którą pracowały w czwartek trzy połączone komisje senackie. "Cała ustawa jest niekonstytucyjna! Konstytucja nie zna pojęcia 'niby-wyborów'" - to z kolei twarda opinia konstytucjonalisty Ryszarda Piotrowskiego.
Trzy połączone komisje senackie - praw człowieka, praworządności i petycji, samorządu terytorialnego i administracji państwowej oraz ustawodawcza pracowały przed ponad sześć godzin nad ustawą o szczególnych zasadach organizacji wyborów powszechnych na Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej zarządzonych w 2020 r., z możliwością głosowania korespondencyjnego.
Na początku posiedzenia głos zabrali eksperci m.in. prof. Marcin Matczak, który przygotował opinię dla Senatu ws. ustawy. Mam wrażenie, że ta ustawa jest oparta na założeniu, że w tych wyborach najważniejszy jest prezydent. Tak nie jest, proszę państwa. W wyborach najważniejszy jest obywatel - mówił. Ta ustawa oparta jest na założeniu, że można złamać wszystkie przepisy konstytucji dotyczące prawa wyborczego, byleby prezydent został szybko wybrany - ocenił.
Przywołał w tym kontekście art. 24 w brzmieniu: Jeżeli właściwa okręgowa komisja wyborcza nie uzyska wyników głosowania za granicą w ciągu 48 godzin od zakończenia głosowania w obwodach głosowania za granicą, głosowanie w tych obwodach uznaje się za niebyłe. Ten przepis oznacza, że jeżeli szybko nie zagłosujemy i nie wybierzemy prezydenta, to nasze głosy, głosy jakichś ludzi, jakichś konkretnych obywateli RP uznaje się za niebyłe, czyli ważne jest, żeby szybko wybrać, byle jak wybrać, a nie ważne jest to, żeby szanować obywatela - ocenił Matczak.
Przedstawiciel wnioskodawcy poseł PiS Przemysław Czarnek odniósł się do słów Matczaka. Panie profesorze, jeżeli Kodeks wyborczy obowiązujący od wielu lat zakłada uznanie za niebyłe wyborów, w których nie można policzyć głosów w ciągu 24 godzin, a my wyciągamy ten termin do 48 godzin, czyli łagodzimy ten przepis, i pan go uznaje za zamach na demokrację, to czy pan sporządza ekspertyzę prawniczą na potrzebę izby senackiej czy stricte polityczną na potrzebę wieców KOD-owskich, tylko to nie jest wiec KOD-owskich, to jest wysoki Senat Rzeczypospolitej Polskiej - mówił podniesionym tonem poseł PiS.
Biorący udział w debacie Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar podkreślał, że najważniejsze jest jasne określenie terminów i przeprowadzenie wyborów prezydenckich na zasadzie faktycznego poszanowania zasady równości. Ocenił, że chcąc stać na straży "totalnej czystości prawa konstytucyjnego" należałoby przeprowadzić od nowa wszystkie czynności wyborcze. Tylko wtedy nie istniałoby ryzyko, że te wybory mogą być w jakiś sposób kwestionowane - stwierdził RPO.
Cała ustawa jest niekonstytucyjna! Konstytucja nie zna pojęcia 'niby-wyborów' - to z kolei twarda opinia konstytucjonalisty Ryszarda Piotrowskiego, wynika ona z faktu, że znowu zmieniane sa zasady wyborcze na mniej niż pół roku przed wyborami.
Po drugie z powodu epidemii nie ma wolności zgromadzeń - a w takich warunkach nie wolno organizować wyborów. To utrudnia - o ile nie uniemożliwia - np. nowym kandydatom zebranie podpisów. Nowa ustawa wyborcza - wbrew Konstytucji - daje marszałek Sejmu prawo skracania terminów wyborczych. Nie można tego wszystkiego uzasadnić znowu wyjątkową sytuacją - mówi prof. Piotrowski. Wynik wyborów powinien zależeć od woli wyborców, nie zaś od sprytu twórców reguł wyborczych. Tego nie da się pogodzić z wyobrażeniami o wyborach rzetelnych i demokratycznych - dodaje Piotrowski. Zwraca też uwagę na niejasne i niespójne przepisy o możliwym głosowaniu korespondencyjnym. Jak mówi, ustawodawca znowu uważa, że epidemią może uzasadnić zasady, których nie ma w Konstytucji. Są albo wybory, o których mowa w Konstytucji, prawdziwe wybory albo nie ma ich wcale - dodaje Piotrowski.
Dlatego prawnik nadal uważa, że jedynym rozwiązaniem jest ogłoszenie stanu nadzwyczajnego, co przedłużyłoby kadencję obecnego prezydenta - nie ma bowiem w Konstyucji mowy o wyborach za wszelką cenę.
Senator Marek Borowski (KO) zgłosił podczas środowego posiedzenia szereg poprawek do ustawy. I tak w art. 15, gdzie jest mowa o tym, że marszałek Sejmu zarządza wybory, aby marszałek Sejmu nie po zasięgnięciu opinii PKW, tylko w uzgodnieniu z PKW określa dni, w których upływają terminy wykonania czynności wyborczych przewidzianych w Kodeksie wyborczym i ustawie.
Z kolei termin na zgłoszenie kandydata na prezydenta - jak mówił Borowski - nie może upłynąć wcześniej niż w 10. dniu po dniu opublikowania postawienia marszałka Sejmu o zarządzeniu wyborów w Dzienniku Ustaw.
Senator KO zaproponował także, aby w art. 15 pkt. 4 marszałek Sejmu po zasięgnięciu opinii ministra zdrowia, ale w uzgodnieniu z PKW zmienić terminu wykonywaniach czynności wyborczych. Z dodaniem, że zmiana ta nie może dotyczyć terminu na zgłoszenie kandydata na prezydenta RP - podkreślił.
Z kolei w art. 15 pkt 5, który mówi, że minister zdrowia może po zasięgnięciu opinii PKW w drodze rozporządzenia zarządzić głosowanie korespondencyjne uwzględniając sytuację epidemiczną na terenie gminy, Borowski zaproponował, aby szef resortu mógł zarządzić dodatkowe środki zwiększające bezpieczeństwo, a PKW mogłaby wydłużyć na takim terenie godziny głosowania.
Polityk KO zaproponował ponadto, aby wyborca podawał w swojej gminie również numer telefonu i adres poczty elektronicznej, aby w przypadku głosowania korespondencyjnego mógł uzupełnić dane, a urząd mógł - podobnie jak kurierzy - poinformować go o tym, że w tym dniu otrzyma pakiet wyborczy.
Borowski zaproponował także, aby zwiększyć o połowę o limit bezpłatnego czasu w telewizji i radiu dla kandydatów. Przy 20 godzinach telewizyjnych - byłoby to 30 godzin telewizyjnych, przy 30 godzinach radiowych byłoby to 45 godzin radiowych - powiedział i uzasadnił to ograniczeniami związanymi z prowadzeniem kampanii przez kandydatów.
Senator zgłosił także poprawki w imieniu Lewicy, co uczynił na prośbę wicemarszałek Senatu Gabrieli Morawskiej-Staneckiej. Pierwsza dotyczyła minimalnego składu obwodowej komisji wyborczej, której liczbę ustawa określa jako trzy, a zgodnie z poprawką miałoby to być minimum pięciu członków.
Lewica - jak tłumaczył to w jej imieniu Borowski - chciałaby, aby za sprzęt ochronny, w które samorządy wyposażałyby obwodowe komisje wyborcze, otrzymały one specjalną dotację z budżetu państwa.
Senator Bogdan Klich (KO) przekonywał, żeby organizować nowe wybory, a o majowych zapomnieć. Zwrócił uwagę na wątpliwości związane z ustawą, która jest "hybrydą pomiędzy starym i nowym głosowaniem", a efektem tego są m.in. rozwiązania pomostowe dotyczące "zbierania i zakwalifikowania podpisów zebranych w tamtych wyborach" oraz "rozliczeń finansowych, które premiują starych kandydatów w stosunku do nowych".
Według niego, trzeba "zrobić tak aby, nowe wybory były rzeczywiście nowymi wyborami, a stare, żeby odeszły w niechlubną pamięć" i zapowiedział, że będzie zgłaszał poprawki do tych dwóch rozwiązań, które są w jego przekonaniu "niebezpieczne i łącza stare wybory z nowymi".
Senator KO kwestionował także to, że - jak mówił - "wybory będą pod czujnym okiem nadzoru politycznego" ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego oraz marszałek Sejmu Elżbiety Witek, gdyż "palec pana ministra Szumowskiego oraz długopis pani marszałek Sejmu, będą mogły decydować o tym, w jakiej procedurze i kiedy Polacy będą głosować".
Senator Jan Libicki (Koalicja Polska-PSL) zwrócił uwagę, że jeżeli wybory będą przeprowadzone np. 28 czerwca, to mogą być uznane za "nowe wybory", a wątpliwości co do zebranych już podpisów poparcia kandydatów, można będzie wykorzystać do podważenia wyniku głosowania. Libicki zapowiedział też poprawkę do ustawy o wydłużeniu czasu otwarcia lokali wyborczych oraz o kwitowaniu odbioru pakietu wyborczego przez osoby, które zgłoszą chęć głosowania korespondencyjnego.
W trakcie trwania komisji na konferencję prasową do dziennikarzy wyszli politycy PiS. Wicemarszałek Senatu Marek Pęk podkreślał, że jego ugrupowaniu "zależało na tym, żeby po uzgodnieniu pewnych poprawek, marszałek Tomasz Grodzki jeszcze w tym tygodniu powiedział, kiedy zwołuje posiedzenie Senatu i żeby to się stało na początku przyszłego tygodnia" - mówił. Widać jednak, że taktyka większości senackiej jest taka sama - przeciągać obrady Senatu, a więc znowu obstrukcja - dodał.
Przemysław Czarnek podkreślał, że będzie to kolejny dzień zwłoki, który skraca kalendarz wyborczy i skraca czas na zbieranie podpisów dla tych kandydatów, którzy będą chcieli wziąć od początku w nich udział. W tym dla kandydata Platformy Obywatelskiej Rafała Trzaskowskiego - zaznaczył.