„Wystarczy, że Hillary Clinton czeka, aż Donald Trump popełni kolejny błąd, ale jednocześnie musi dokładnie przejrzeć swój życiorys, żeby być przygotowaną na atak na ostatniej prostej – taki jak ujawnienie rozmowy Trumpa” (dot. kobiet – przyp. red.) – mówi w rozmowie z RMF FM profesor Bohdan Szklarski z Ośrodka Studiów Amerykańskich Uniwersytetu Warszawskiego. Podkreśla, że najbliższe tygodnie amerykańskiej kampanii wyborczej będą miały kluczowe znaczenie i trzeba być przygotowanym na różne scenariusze.
Do rozstrzygnięcia jeszcze jest daleko, a ci, którzy położyli na Trumpie kreskę po ostatnich ekscesach czy opublikowaniu rozmowy sprzed lat, gdzie bardzo niepochlebnie wyraża się o kobietach, myślę, że bardzo się mylą. Te wybory rozstrzygną szczegóły, drobiazgi. Mogę sobie wyobrazić, że przed końcem, jeszcze w najbliższym miesiącu coś wypłynie na Hillary Clinton, jakaś nagrana rozmowa, gdzie ona się niepochlebnie wyraża o kimś. Wtedy będzie 1:1 - mówi Szklarski. Podkreśla, że 5-procentowa przewaga Hillary Clinton w sondażach jest rzeczą złudną.
To jest właściwie w granicach błędu statystycznego. Amerykanie mają duże obawy co do akuratności swoich badań. Donald Trump jest tak kontrowersyjnym kandydatem, że niektórym wstyd się przyznać, że będą na niego głosować, podzielają jego złość, bo on umiejętnie uczynił się kandydatem niezadowolonych, odrzuconych, złych, sfrustrowanych. Ci, którzy podzielają jego emocje, a jednocześnie widzą, że jego prezydenckość w zachowaniu i języku odbiega od podręcznikowych oczekiwań często w badaniach mogą powiedzieć, że nie zagłosują albo wskazać kogoś innego. Grozi nam to, że są niedoszacowane wyniki poparcia Trumpa - tłumaczy. Zwraca też uwagę na ciekawą cechę kontrowersyjnego polityka. Widzieliśmy to wielokrotnie w ciągu ostatniego roku, odkąd tylko zaczął się ubiegać najpierw o nominację, a potem o prezydenturę, że jemu właściwie niewiele szkodzi. Było mnóstwo wpadek i wydarzeń, które miały przekreślić jego kandydaturę i nie znalazło to odzwierciedlenia w żadnym poważnym tąpnięciu w sondażach. Jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że jest duża część wyborców, którzy wiedzą swoje i cokolwiek na Trumpa się pojawi to nie przekona ich to, żeby zmienili swoją opinię - przekonuje.
Szklarski zwraca uwagę na fakt, że ważniejsze od badań ogólnokrajowych są sondaże dotyczące konkretnych, kluczowych stanów. Dzisiaj Clinton ma w kieszeni mniej więcej 227-228 głosów elektorskich - potrzeba 270. Mówię to na podstawie tego, jak kiedyś przeważnie głosowały poszczególne stany. Jest 10 stanów wątpliwych - raz głosują na Republikanów, raz na Demokratów. Trudno jest przewidzieć, jak one będą głosować. Z tych 10 Clinton potrzeba 2 - analizuje. Pytany o kolejną debatę Clinton - Trump odpowiada: Dużo więcej zależy od tego, czy Hillary Clinton nie przegra niż czy Donald Trump dobrze wypadnie. Oczekiwania w stosunku do Trumpa są zaniżone. Nawet jak będzie przyzwoicie czy na granicy przyzwoitości to dla niego już jest dobrze. Podkreśla, że głównym kryterium oceniania jest tak naprawdę to, jak kandydat wypadł w stosunku do oczekiwań i do przeszłości. Clinton ma zdecydowanie wyżej postawioną poprzeczkę. Ona zawsze musi być nienagannie ubrana, uczesana, musi mówić mądre rzeczy, nie wolno jej emocji ujawniać, ukazać chwili słabości... W pierwszej debacie poszło jej świetnie - ta ma inny styl - rozmowy z wyborcami. Myślę, że to dla niej też jest dobrze - prognozuje.
Debata między kandydatami, która czeka nas najbliższej nocy swoją formułą będzie sprzyjać Hillary Clinton. To będzie interaktywna debata, spotkanie z wyborcami. Beneficjentem takiej formuły debaty był Bill Clinton, mąż Hillary. Tu chodzi o to, żeby podejść do wyborców, spojrzeć na nich z zatroskaniem, to cała sztuka przygotowania się do takiego wydarzenia. Hillary Clinton świetnie przygotowała się do poprzedniej debaty. Teraz może być podobnie. Choć teraz lepiej przygotowany do debaty może być też sam Donald Trump, który, jak przyznaje jego sztab, często podkreśla, że to, co spontanicznie z niego wypływa, jego intuicja jest bardziej wartościowe niż to, co mogą mu narzucić sztabowcy. To trochę amerykański Lech Wałęsa - porównuje profesor Szklarski.
(mn)