Do wyniku wyborów przyczynili się nasi rodacy głosujący za granicą. Najwięcej, bo aż 160 tys. zarejestrowało się w Wielkiej Brytanii. Wiele komisji wyborczych skarżyło się na opieszałość pracowników warszawskiego okręgu wyborczego, dokąd wysyłano protokoły z zagranicy. Jednocześnie wolontariusze docenili wsparcie otrzymane od polskich służb konsularnych w Wielkiej Brytanii.
Wyniki wyborów są znane. Opadają emocje, ale pozostają pytania. Członkowie wielu z 77 komisji, jakie powołano w Wielka Brytanii, skarżą się na brak komunikacji z warszawską komisją okręgową, dokąd wysyłano protokoły w wynikami wyborów do Sejmu, Senatu i w referendum.
Reporter RMF FM w Wielkiej Brytanii, Bogdan Frymorgen był w stałym kontakcie z członkami londyńskich komisji, ale także z ludźmi, którzy liczyli glosy w Sheffied i Edynburgu. Ich zdaniem polskie służby konsularne stanęły na wysokości zadania. Za opóźnienia w zatwierdzaniu protokołów winią organizacyjnie Warszawę.
Konsul generalny RP w Londynie, Mateusz Stąsiek, nie chce komentować tej sprawy. Nadzorowane przez niego służby konsularne były zaangażowane w szkolenie członków komisji wyborczych i udzielały im wsparcia na bieżąco podczas liczenia głosów.
Staraliśmy się koncertować na naszej pracy i wykonywać ją dobrze. Cieszymy się, że przy olbrzymim zaangażowaniu naprawdę bardzo wielkiej liczby wolontariuszy, udało nam się przeprowadzić wybory - mówi.
Brytyjskie konsulaty brały udział w pierwszym etapie zatwierdzania protokołów wyborczych. W przypadku zaistnienia nieścisłości, były one odsyłane do komisji z prośbą o ich uzupełnienie lub korektę. Tu komunikacja z reguły układała się dobrze. Problemy zaczynały się piętrzyć, gdy protokoły trafiały dalej, do okręgowej komisji wyborczej w Warszawie, gdzie powinny były zostać zatwierdzone i bezzwłocznie wprowadzone do systemu.
Brytyjskie komisje w wielu przypadkach utrzymywane były w próżni informacyjnej. Protokoły z policzonymi głosami, które trafiały do Warszawy nad ranem w poniedziałek, często nie ukazywały się w systemie PKW aż do późnych godzin popołudniowych lub wieczornych.
Oznaczało to, że ludzie liczący głosy pozostawali w ciągłej gotowości w lokalach wyborczych i nie mogli wrócić do domów. Niektóre komisje zrobiły to po zasięgnięciu porady u służb konsularnych. Nie ma wątpliwości, że Polacy, którzy oddali głosy na Wyspach, wiele zawdzięczeją nie tylko ofiarności wolontariuszy i konsulatów. Pomogła także interwencja posła Michała Szczerby, który wstawił się za wyborcami z zagranicy w Warszawie.
To jest wielki wysiłek fizyczny, by przez tyle godzin pozostać czujnym i sprawnym - mówi z uznaniem o członkach komisji konsul Stąsiek. Jak dodaje, samo liczenie głosów jest czynnością wymagającą skupienia i uwagi. Tym bardziej, jak podkreśla, wdzięczy jest rzeszy wolontariuszy, którzy pomagali służbom konsularnym w przeprowadzaniu tych wyborów.
Jak zawsze są wnioski od wyciągnięcia: Będą organizowane spotkania podsumowywujące, tych lekcji nauczyliśmy się sporo - zaznacza konsul generalny RP w Londynie, Mateusz Stąsiek. Rozmawiając z przewodniczącymi komisji w Londynie, Sheffield i Edynburgu reporter RMF FM odniósł wrażenie, że mimo zmęczenia i problemów natury proceduralnej, nie żałują, że wzięli udział w święcie demokracji, jakim są wybory parlamentarne. Jak podkreślają, były dla nich historyczne. Ich wynik poniekąd także taki jest.