Skończył się miesiąc miodowy i zaczęła się szara rzeczywistość. Zaczynamy dostrzegać problemy. Teraz dojrzałość nasza pokaże, czy będziemy potrafili sprostać wyzwaniu dalej - tak o wsparciu obywateli Ukrainy, którzy uciekli przed wojną, mówi psycholog Anna Tyralik z Centrum Integracji Międzypokoleniowej Bezpieczna Twierdza w Katowicach, które koordynuje działania Społecznego Centrum Pomocy Uchodźcom z Ukrainy. Jak dodaje, powinniśmy się przygotowywać do tego, żeby powoli wygaszać pomoc, bo ona nie może trwać wiecznie.

Anna Kropaczek, RMF FM: Rozmawiałyśmy miesiąc temu. To był początek wojny, początek napływu uchodźców do Polski. Wtedy pani mówiła, że pomagamy Ukraińcom niesieni falą współczucia, wrażliwości, dobroci, ale musimy pamiętać, że to maraton, a nie bieg krótkodystansowy. Czy emocje już opadły? Złapaliśmy zadyszkę? Czy wciąż mamy dużo siły, by pomagać?

Anna Tyralik, psycholog: Niektórzy tych sił mają mniej. Niektórzy jednak nadal potrafią funkcjonować na wysokich obrotach. Niestety, efekt tzw. miesiąca miodowego mamy już za sobą. Wspaniałe emocje odchodzą. Podkreślałam to na pierwszym spotkaniu z wolontariuszami, że trzeba rozsądnie rozplanować swoje moce i możliwości pomagania na dłuższy czas, bo kiedy miną emocje, zostanie nam tylko nasz własny umysł. Będzie nas motywował, ale będziemy się z nim nie raz spierać, chociażby z tego powodu, że będziemy czytać nieprzyjazne treści w internecie. Powoli zaczyna się pojawiać hejt. To też może w pewien sposób osłabiać nasze moce i chęć pomagania.

Jak sobie z tym radzić?

Przede wszystkim musimy pamiętać, po co i dla kogo to robimy.

Gdzie pojawiają się problemy? Przekazujemy mniej darów? Mówię o najprostszych sposobach pomagania, które w pierwszych dniach były bardzo widoczne...

Tak, jest spadek zainteresowania przynoszeniem darów. Jesteśmy właśnie w trakcie organizowania zbiórki butów. Chcemy dać uchodźcom wiosenne buty. Zastanawiamy się, jak to zrobić, żeby dary cały czas płynęły. Nie jest to łatwe. Wiadomo, że wiele zależy od tego, jak zasobny portfel każdy ma, na co może sobie pozwolić. Dlatego mówiłam na początku, że najlepiej zaplanować sobie pewną regularność, że np. każdego miesiąca mogę na pomoc przeznaczyć konkretną kwotę. Wiadomo, że nie wszyscy się do tego zastosowali. Niektórzy działali emocjonalnie i teraz muszą przystopować, żeby  swojego własnego budżetu nie obciążać, nie zrobić krzywdy sobie.  

Co jeszcze może spowodować, że poczujemy: dość, już dłużej nie dam rady pomagać?

Wiele zależy od naszej motywacji. Jesteśmy motywowani egoistycznie albo altruistycznie. Zwykle jest to gdzieś pośrodku, ale jeśli więcej jest egoizmu i np. gościmy u siebie uchodźców, żeby nam ktoś przyklasnął, dał lajka, to możemy się przeliczyć. Niedawno mieliśmy spotkanie z kobietą, która zjeździła pół świata, odwiedziła różne obozy dla uchodźców w Palestynie, w Tybecie, w Indiach, Nepalu i stwierdziła, że bez altruizmu się nie da.

Miesiąc temu w naszej rozmowie wspominała pani, że być może będzie potrzebne wsparcie dla osób, które pomagają uchodźcom. Czy rzeczywiście taka pomoc jest potrzebna?

Na razie pomagamy wolontariuszom. Oni odczuwają mocno emocje i chłoną przeżycia osób, z którymi mają do czynienia. Niektórzy tak się poblokowali, że chcieli uciec od wszystkiego. Proponujemy im dwa rozwiązania. Jedno to grupa wsparcia, której nie należy mylić z grupą terapeutyczną. Chodzi o to, żeby spotkać się w gronie osób, które mają podobne doświadczenia, stykają się z podobnymi emocjami, usiąść pod przewodnictwem psychologa, który poprowadzi w odpowiednim kierunku taką rozmowę i podzielić się swoimi problemami, wyrzucić emocje, usłyszeć, jak inni sobie radzą. To może być inspiracja. Taka grupa wsparcia trwa 1,5 - 2 godziny i daje niesamowitą siłę, bo w grupie jest naprawdę duża siła. Jak widzimy, że nie jesteśmy sami ze swoimi problemami, że innym się udało z nimi poradzić, to też mamy więcej motywacji, siły i energii, żeby sobie radzić. Druga forma pomocy to indywidualne spotkania z psychologiem.

Wspominała też pani o potrzebie zorganizowania wsparcia dla osób, które przyjęły uchodźców pod swój dach...

Dociera do nas trochę niepokojących informacji ze strony osób, które przyjęły do siebie Ukraińców. Na szkoleniach podkreślaliśmy, że na samym początku, kiedy przyjmuje się uchodźców, ważne jest, żeby postawić jasno pewne granice, określić prawa i obowiązki jednej i drugiej strony, żeby zawrzeć kontrakt. Jeśli nie powiemy: fajnie, że jesteście, ale chcemy, żebyście zmywali po sobie naczynia albo robili jeszcze coś innego, to zaczynają się rodzić konflikty, zaczyna przeszkadzać zostawiony brudny kubek. Ja teraz podaję taki przykład, ale powody mogą być różne. Jeżeli zabrakło kontraktu, nasze granice mogą być przesuwane. W przyszłym tygodniu organizujemy spotkanie dla osób, które goszczą uchodźców. Pierwsza część ma być informacyjna, a w drugiej części chcemy podzielić te osoby na grupy, bo w grupie łatwiej jest się otworzyć. Chcielibyśmy usłyszeć bezpośrednio od nich, z jakimi problemami mają do czynienia, jak sobie radzą, co możemy dla nich zrobić. Dla nich grupy wsparcia też są organizowane. Mogą korzystać też z indywidualnej pomocy psychologa.

A jeśli ktoś, kto przyjął do domu uchodźców, zrobił to z odruchu serca, ale teraz jednak stwierdza, że to za dużo, że się przeliczył, to jak rozwiązać taki problem?

Mieliśmy taką sytuację. Kiedy tylko usłyszeliśmy, że będą miejsca w akademikach, przenieśliśmy tam tę rodzinę, ale miejsca w akademikach też kiedyś się skończą. Jedyny ratunek widzę w możliwości ulokowania takich osób w miejscach organizowanych przez państwo. Jeśli miejsce się nie znajdzie, to przecież nie możemy uchodźców wyrzucić. Podjęliśmy się jakiegoś zadania, powinniśmy być odpowiedzialni. To jest dylemat.

Nigdy wcześniej nie byliśmy w takiej sytuacji, nie przetestowaliśmy tego.

Tak, to jest test dla nas samych. Poznajemy samych siebie.

A naszym gościom z Ukrainy potrzebne było wsparcie?

Nie wiem, jak to wygląda w innych organizacjach. My mamy pod opieką ok. 300 osób i były tylko pojedyncze przypadki, kiedy ktoś potrzebował psychologa, chciał porozmawiać. Nauka jednak mówi, że PTSD, czyli zespół stresu pourazowego, ujawnia się dopiero po pewnym czasie. Na razie zaspokajamy podstawowe potrzeby uchodźców, a potrzeby psychologiczne, społeczne mogą się ujawnić dopiero z czasem. Przygotowujemy się do tego, że będziemy potrzebować psychologów do indywidualnych terapii. Widzimy, że najczęściej uchodźcy dobrze sobie radzą ze swoimi emocjami, jeśli zapewni im się ciepły kąt, strawę, dostęp do internetu, żeby mieli kontakt ze swoimi bliskimi. Ten kontakt jest nawet ważniejszy dla nich niż inne rzeczy.

"Nie jesteśmy gospodarczo przygotowani, żeby pomagać w nieskończoność"

Co czeka nas dalej?

Jak już mówiłam, skończył się miesiąc miodowy i zaczęła się szara rzeczywistość. Zaczynamy dostrzegać problemy. Teraz dojrzałość nasza pokaże, czy będziemy potrafili sprostać wyzwaniu dalej. Powinniśmy też się przygotowywać do tego, żeby pomału tę pomoc już wygaszać. Ona nie może trwać wiecznie. Jeśli są osoby, które chcą zostać tu na stałe, trzeba myśleć o tym, żeby je wdrożyć w społeczeństwo, żeby potrafiły znaleźć pracę, nauczyły się języka polskiego, żeby potrafiły odnaleźć się w naszej polskiej rzeczywistości. Pomału musimy myśleć o wygaszaniu pomocy. Nie jesteśmy gospodarczo przygotowani, żeby pomagać w nieskończoność. Nie jestem ekonomistą, ale widzę, ile kosztuje benzyna i to się przekłada dalej na ceny. To się może nieciekawie skończyć gospodarczo, a te gospodarcze aspekty będą się też przekładały na naszą niechęć do pomagania. Być może zaczniemy nawet obciążać uchodźców odpowiedzialnością za to, że żyje nam się gorzej. Taki scenariusz też jest możliwy i trzeba się na to przygotować.

Co możemy zrobić dla siebie, żeby nam się dalej chciało  pomagać na tyle, na ile to jest potrzebne?

To też mówiłam miesiąc temu - nie rezygnować ze swojego życia, przyjemności. Mamy ochotę iść potańczyć, idźmy. Mamy ochotę iść do kina, restauracji, zróbmy to. Zadbajmy o swój dobrostan. Warto przywołać to, co stewardessy mówią w samolocie na początku lotu - najpierw dorosły ma założyć sobie maseczkę tlenową, a dopiero później ma ją założyć dziecku. Zadbajmy najpierw o siebie, byśmy mogli pomagać innym. Jeśli my stracimy swoje zasoby, to nie będziemy mieli czym się dzielić. Po tym miesiącu mogę stwierdzić, że jako społeczeństwo zachowaliśmy się bardzo dobrze. Dobrze sobie poradziliśmy.

Właśnie, pochwalmy się trochę. Dlaczego nie?

Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że daliśmy czas naszemu rządowi, żeby się zorganizował. Teraz to oni powinni przede wszystkim myśleć, jak naszych gości wdrażać w społeczeństwo, żeby nam nie zaszkodzić. Bardzo dobrze, że ludzie tak otwarcie zaczęli pomagać. Wydaje mi się, że będziemy teraz trochę powoli odpuszczać. To też jest związane z emocjami, które na początku nas niosły, a teraz powoli opadają. Nie wszyscy będą chcieli dalej pomagać. Obyśmy przeszli płynnie z jednego do drugiego.

 

Opracowanie: