"Trzeba byłoby na Ukrainę sporo płacić. Przesunięcie symbolicznych granic o tysiąc kilometrów na wschód sprawiłoby też, że centrum Unii Europejskiej stałaby się Warszawa, a nie Berlin. Francja stałaby się dramatycznym peryferium, więc nikt na Zachodzie realnie nie chce tego rozszerzenia" - tak o możliwych konsekwencjach wejścia Ukrainy do Unii Europejskiej mówił w radiu RMF24 doktor Marcin Kędzierski - ekspert Klubu Jagiellońskiego. Rozmawiał z nim o tym Krzysztof Urbaniak.
Dr Marcin Kędzierski ocenił, że wejście Ukrainy do Unii Europejskiej nie byłoby na rękę władzom Niemiec i Francji. Jak uzasadnia tę opinię?
Są trzy podstawowe powody. Po pierwsze, trzeba byłoby na Ukrainę sporo płacić. Po drugie, w głosowaniach w Radzie Unii Europejskiej liczy się tak naprawdę liczba mieszkańców. Dzisiaj Europa Środkowo-Wschodnia ma 100 milionów, a Niemcy i Francja 150 milionów. Po dołączeniu Ukrainy jedni i drudzy mieliby po 150 milionów. Po trzecie, przesunięcie symbolicznych granic o tysiąc kilometrów na wschód sprawiłoby, że centrum Unii Europejskiej stałaby się Warszawa, a nie Berlin. Francja stałaby się już jakimś dramatycznym peryferium, więc nikt na Zachodzie nie chce tego rozszerzenia - wyliczał ekspert Klubu Jagiellońskiego. Jego zdaniem Komisja Europejska stara się tak rozgrywać temat Ukrainy, by wzmocnić swoją pozycję polityczną kosztem Berlina i Paryża.
Kto jeszcze może być w Unii Europejskiej przeciw przyjęciu Ukrainy do wspólnoty? Na pierwszy plan wysuwa się tzw. skąpa piątka, czyli Holandia, Austria, Dania, Szwecja i Finlandia, chociaż akurat Szwecja i Finlandia są państwami, które rozumieją znaczenie rozszerzania Unii Europejskiej na wschód - tłumaczył gość internetowego radia RMF24. Główny sprzeciw zgłosi Holandia i Austria. Zwykle Holandia mówi w Unii Europejskiej to, czego nie wypada powiedzieć Niemcom, ale co jest Niemcom na rękę - podkreślił dr Kędzierski.
Rozmówca Krzysztofa Urbaniaka podkreślił, że wejście Ukrainy do Unii Europejskiej miałoby przełomowe znaczenie dla Polski i radykalnie zmieniłoby jej położenie.
Polska przez wiele lat marzyła o tym, aby wreszcie być pełnoprawnym członkiem Zachodu. Jesteśmy granicą Zachodu, w NATO mówimy, że jesteśmy wschodnią flanką. Włączenie Ukrainy sprawia, że nie tylko jesteśmy częścią Zachodu, ale przestajemy być państwem granicznym - analizował ekspert Klubu Jagiellońskiego. To jest sytuacja, która w polskiej historii nie ma precedensu w ostatnim 1000 lat. To jest wydarzenie epokowe - zwracał uwagę.
Dr Kędzierski zauważył także, że trwałe włączenie Ukrainy do zachodniego świata może mieć dla Polski niezwykle istotne konsekwencje strategiczne i gospodarcze.
Polską racją stanu jest to, aby Ukrainę jak najmocniej zakotwiczyć w świecie Zachodu. To może mieć szalenie ważne i pozytywne konsekwencje dla polskiej gospodarki, która może awansować w łańcuchach dostaw - przekonywał. Jesteśmy świadkami rozłączania się gospodarczego Europy i Chin. Ta ogromna baza przemysłowa, która jest w Azji, będzie musiała wrócić do Europy. Polska, ale także Ukraina, są naturalnymi kandydatami ze względu na bliskość komunikacyjną, połączenia transportowe, kapitał ludzki, liczebność rynku pracy, żeby tę bazę przemysłową tutaj przenieść - tłumaczył gość Krzysztofa Urbaniaka. Polska mogłaby być krajem, który jest pośrednikiem między Zachodem, a bazą przemysłową w Ukrainie. A zwykle jest tak, że pośrednicy na tym zarabiają - podsumował.