Zgoda Waszyngtonu na użycie przez siły ukraińskie amerykańskich pocisków dalekiego zasięgu ATACMS do ataków w głąb terytorium Federacji Rosyjskiej nie zwiększyła ryzyka wybuchu wojny jądrowej i to mimo buńczucznych wypowiedzi Władimira Putina. Do takiego wniosku doszło amerykańskie środowisko wywiadowcze.

Amerykański wywiad nie bierze już na poważnie nuklearnych gróźb Władimira Putina. Prezydent Rosji wielokrotnie podczas pełnoskalowej wojny stawiał Zachodowi "czerwone linie" i za każdym razem, jak ten je przekraczał, nie działo się nic.

Reuters podał w środę, powołując się na swoje źródła, że amerykańskie agencje wywiadowcze doszły do wniosku, iż ryzyka wybuchu wojny jądrowej nie zwiększy również zgoda Waszyngtonu na użycie przez siły ukraińskie amerykańskich pocisków dalekiego zasięgu ATACMS do ataków w głąb Rosji.

Pięciu dobrze poinformowanych rozmówców podało, że amerykańskie środowisko wywiadowcze analizowało sytuację przez ostatnich siedem miesięcy i w kilku raportach - jeszcze przed decyzją Joe Bidena o zezwoleniu Kijowowi na atakowanie rosyjskiego terytorium amerykańską bronią - argumentowało, że nie zwiększy to ryzyka wybuchu wojny jądrowej. Oceny były spójne - ATACMS nie zmieni kalkulacji nuklearnych Rosji - powiedziało jedno ze źródeł.

Źródła Reutersa stwierdziły, że nawet użycie przez rosyjskie wojsko pocisku balistycznego średniego zasięgu Oriesznik (co miało być odpowiedzią Kremla na eskalację ze strony Białego Domu), która w ubiegłym tygodniu spadła na ukraiński Dniepr, również nie zmieniło ocen amerykańskiego wywiadu.

Według rozmówców Reutersa amerykański wywiad jest przekonany, że użycie przez Siły Zbrojne Federacji Rosyjskiej broni jądrowej jest mało prawdopodobne, ponieważ nie przyniesie jej to wyraźnych korzyści militarnych.

Analitycy zauważyli ponadto, że Kreml traktuje broń jądrową jako ostateczność i będzie próbował stosować inne metody w ramach reakcji na ataki w głąb terytorium swojego kraju.

Szczególny niepokój Waszyngtonu budzą stosowane już w przeszłości akty sabotażu i ataki cybernetyczne. Wywiad USA uważa, że po zniesieniu zakazu ataków pociskami ATACMS w głąb terytorium Rosji, Moskwa może nasilić działania dywersyjne w Europie w celu zastraszenia sojuszników broniącego się przed agresją kraju.

Przeciąganie liny między Zachodem a Rosją

Przypomnijmy, w połowie listopada amerykańskie media, w tym m.in. dziennik "New York Times", podały, że Joe Biden zezwolił Ukrainie na atakowanie rosyjskiego terytorium za pomocą amerykańskich pocisków dalekiego zasięgu ATACMS.

Początkowo informowano, że zgoda dotyczy jedynie obwodu kurskiego, gdzie zgrupowani zostali północnokoreańscy żołnierze, wspierający Moskwę w wysiłku wojennym. Potem jednak szef unijnej dyplomacji Josep Borrell powiedział, że Kijów otrzymał pozwolenie na przeprowadzanie ataków na całym terytorium wroga. Później oficjalnie zniesienie ograniczeń potwierdził Biały Dom.

Jak Ukraińcom rozwiązano ręce, natychmiast przeprowadzili oni pierwsze uderzenia. 19 listopada pierwsze pociski ATACMS spadły na cele wojskowe w rosyjskich obwodach briańskim i kurskim; Ukraińcy zaatakowali wrogie terytorium również za pomocą brytyjsko-francuskich pocisków manewrujących Storm Shadow.

Tego samego dnia - 19 listopada - Władimir Putin zatwierdził nową doktrynę jądrową Rosji. Zaznaczono w niej, że "krytyczne zagrożenie" suwerenności i integralności terytorialnej Białorusi i Rosji może stanowić podstawę do użycia broni jądrowej. Kreml stwierdził, że zmiana jest odpowiedzią na działania Zachodu.