Amerykański Instytut Badań nad Wojną w swojej analizie buntu wagnerowców zwraca uwagę na to, że Prigożyn miał prawdopodobnie liczyć na większe poparcie armii rosyjskiej. Jego szacunki okazały się jednak mylne. Sami najemnicy mają mieć jednak żal do swojego przywódcy, że zdecydował się tak szybko zrezygnować z rebelii. To, co się dzieje w Rosji, można porównać do wydarzeń z "Gry o Tron" - twierdzi były ambasador USA przy NATO Kurt Volker i dodaje, że niezależnie od tego, jak skończy się historia szefa Grupy Wagnera, pozycja Władimira Putina została mocno osłabiona.
Poparcie ze strony armii rosyjskiej dla buntu Jewgienija Prigożyna okazało się mniejsze, niż oczekiwał szef najemniczej Grupy Wagnera - pisze w swojej analizie ISW.
Gdy najemnicy zajęli Rostow nad Donem, Woroneż i ogłosili, że pomaszerują na Moskwę, pojawiły się doniesienia o tym, że niektóre jednostki regularnej armii rosyjskiej przechodzą na ich stronę. Armię Prigożyna przyjęto w zajętych miastach dobrze. Zdjęcia z Rostowa pokazywały wiwatujące tłumy, które nie tylko nie obawiały się napiętej sytuacji w mieście, ale sprawiały wrażenie aprobowania obecności wagnerowców.
Jewgienij Prigożyn sądził jednak prawdopodobnie, że jego rebelia przerodzi się w masowy ruch obejmujący zasięgiem kolejne miejscowości i - przede wszystkim - skłaniający armię rosyjską do wypowiedzenia posłuszeństwa władzy na Kremlu. Nic takiego jednak się nie wydarzyło i szef najemników został zmuszony do kapitulacji.
Ostatecznie próby wywarcia presji na Władimira Putina i zmuszenia go do znaczących decyzji - z odwołaniem Szojgu i Gierasimowa na czele - nie przyniosły rezultatu. Prigożyn miał w czasie marszruty swoich wojsk w kierunku Moskwy próbować skontaktować się z Putinem - przywódca Rosji jednak odmówił rozmowy.
"Prigożyn prawdopodobnie liczył na poparcie w armii, lecz nie pozyskał go. Idąc na Moskwę Wagner prawdopodobnie liczył na wzmocnienie swoich sił przez wojsko. Prigożyn mógł stać się bardziej skłonny do rzekomych rozmów z Łukaszenką w miarę zbliżania się jego niewystarczających sił do Moskwy" - pisze ISW.
Rosyjskie media donosiły, że w pierwszej kolumnie wagnerowców znajdowało się 350 jednostek sprzętu, w tym 9 czołgów, 4 wozy pancerne, wyrzutnie Grad i haubice. To i tak była najbardziej okazała formacja, bo w pozostałych trzech kolumnach jechały już głównie nieopancerzone samochody, ciężarówki i autokary.
Blogerzy wojskowi ocenili siłę wojsk zmierzających na Moskwę na ok. 4 tys. ludzi i 40-50 jednostek ciężkiego sprzętu wojskowego. To oczywiście zbyt małe siły, by poważnie myśleć o konfrontacji z regularnymi wojskami rosyjskimi, nie mówiąc już o zajęciu stolicy kraju.
W wymiarze militarnym, rebelię Prigożyna można postrzegać jako żart. Konsekwencje polityczne wydarzeń z końca ubiegłego tygodnia mogą być jednak znaczące.
"Konsekwencje zbrojnej rebelii Wagnera nie są jeszcze pełne i dopiero okaże się, jak porozumienie o jej zakończeniu zostanie zrealizowane, czy wszystkie strony się z niego wywiążą, a także co Kreml i ministerstwo obrony zamierzają zrobić z bojownikami Wagnera i czy oni sami będą współpracować" - tłumaczą analitycy z ISW.
Z oficjalnych komunikatów Moskwy wynika, że zarzuty wobec szefa najemników mają zostać wycofane, a on sam przeniesie się na Białoruś. Szczegóły porozumienia z Kremlem nie są jednak znane. Prigożyn opuścił Rostow i słuch po nim zaginął. O nowym miejscu pobytu człowieka nazywanego do niedawna "kucharzem Putina" - nic nie wiadomo.
To właśnie konsekwencje polityczne ostatnich wydarzeń w Rosji spędzają sen z powiek analityków na całym świecie. Po buncie wagnerowców i nerwowych ruchach Kremla, władze w Moskwie ostatecznie straciły jakąkolwiek wiarygodność. Zachód z niepokojem patrzy na mocarstwo nuklearne, którego władza, nie dość, że autorytarna i zdolna do grożenia światu zagładą - okazuje się na dodatek niestabilna i niezdolna do kontrolowania spraw związanych z obronnością.
Podczas gdy Prigożyn - tak aktywny przecież w mediach społecznościowych - milczy od soboty, w sieci pojawiają się nagrania żołnierzy przedstawiających się jako najemnicy z Grup Wagnera. Z ich słów wynika jasno, że mają duży żal do swojego szefa o tak szybkie wycofanie się z rebelii.
Ludzie, którzy opuścili Moskwę, jak np. Miedwiediew. Czy jeszcze go zobaczymy? To, co dzieje się za kulisami (w Rosji), można porównać do sytuacji z Gry o Tron. Putin, Prigożyn i kotolwiek był z Prigożynem w tym buncie. To wszystko bez wątpienia ma znaczenie dla tego, kto realnie będzie przy władzy i jaki kierunek obierze w przyszłości Rosja - mówi agencji Reutera były ambasador USA przy NATO Kurt Volker, zwracając uwagę na wielopoziomową intrygę, która mogła stanowić tło dla wydarzeń z piątku i soboty.
Były ambasador USA przy NATO, który dwa lata spędził na Ukrainie jako specjalny wysłannik Sojuszu, przekonuje, że choć teoretycznie w sprawowaniu władzy przez Putina nic się nie zmieniło, to pozycja kremlowskiego przywódcy jest zdecydowanie osłabiona. To samo dotyczy ludzi z jego otoczenia. Tron został osłabiony, a w grubych murach Kremla pojawiły się poważne pęknięcia. Pytanie tylko, czy chwiejna konstrukcja rosyjskiego przywództwa posypie się w końcu, czy jednak Rosjanie ponownie zmobilizują się pod sztandarami Władimira Putina.