Polska byłaby głównym zapleczem logistycznym dla sił pokojowych na Ukrainie. Warszawa nie będzie jednak chciała wysyłać swoich wojsk do tego kraju. Chodzi o sytuację, gdyby po objęciu urzędowania Donald Trump wymusił zawieszenie broni między Ukrainą a Rosją. Takie informacje na temat polskiego stanowiska usłyszała w Brukseli dziennikarka RMF FM.
W Brukseli bardzo głośno, choć nieoficjalnie dyskutuje się na temat rozmieszczenia wojsk na Ukrainie, co dałoby Unii Europejskiej rolę do odegrania w gwarantowaniu zawieszenia broni i uniemożliwiłoby Trumpowi zmarginalizowanie UE.
Są dwie główne przyczyny polskiego stanowiska.
Chodzi o względy historyczne. Część obecnej Ukrainy należała w przeszłości do Polski, tak więc obecność polskich wojsk mogłaby być tam źle przyjęta.
Drugim ważnym argumentem jest to, że Polska chroni obecnie wschodnią granicę z Białorusią. Jest tam zaangażowanych około 10 tys. żołnierzy. I trudno by było - bez uszczerbku dla bezpieczeństwa kraju - przemieścić ich w inne miejsce.
Dlatego w Brukseli panuje przeświadczenie, że Polska nie wyśle swoich wojsk na Ukrainę w ramach sił pokojowych, które będą oddzielać Rosję od Ukrainy. Co nie znaczy, że nie weźmie udziału w tym przedsięwzięciu.
Będzie jednak raczej hubem logistycznym dla tych sił.