"Jeżeli my dziś uciekniemy z Odessy, to jutro ja będę uciekała z Łodzi albo z Warszawy, albo z innego miasta" - mówi w rozmowie z RMF FM Svitlana Zaitseva-Velykodna ze Związku Polaków na Ukrainie, z oddziału im. A. Mickiewicza w Odessie. Ci, którzy zostali w Odessie, apelują o pomoc finansową. Tylko tak można ich teraz wesprzeć.
Jak opisuje Svitlana Zaitseva-Velykodna, Odessa wciąż jest pod kontrolą Ukraińców. Terytorium pilnują między innymi samoorganizujące się grupy ukraińskich mężczyzn.
Sytuacja jest jednak bardzo trudna. W mieście od prądu odłączonych jest wiele budynków, nie ma też możliwości zaopatrywania się w podstawowe artykuły, w tym żywność. Mieszkańcy spędzają czas w piwnicach.
Według danych Związku Polaków na Ukrainie w Odessie i jej okolicach było około 2,5 tysiąca obywateli polskich lub polskiego pochodzenia. Ci, którzy chcieli lub mogli uciec, już to zrobili. Wielu jednak zostało.
Jeżeli my dziś uciekniemy z Odessy, to jutro ja będą uciekała z Łodzi albo z Warszawy, albo z innego miasta - mówi Svitlana Zaitseva-Velykodna. Opisuje, że dla wielu osób najważniejszy było wywiezienie dzieci z miasta. Udało nam się to zrobić. To był autokar 50-osobowy. I matki też, bo tam nawet trzymiesięczne dziecko jest. Z matkami było to trzeba wszystko zorganizować. Są dzieci, które bez matek pojechały, które mają na przykład 14 lat, a mamy zostały tu, żeby bronić miasto. I to jest to, co udało nam się. Wywieźć je do Rumunii - opisuje Zaitseva-Velykodna.
I właśnie Rumunia daje pewną nadzieją. Tylko tam - jak opisuje nasza rozmówczyni - można teraz liczyć na zrobienie zakupów lub zaopatrzenia.
Przebywający w Odessie Polacy chcą zorganizować odpowiedni transport. To mają być produkty spożywcze, leki, środki opatrunkowe. Jakieś śpiwory, ponieważ ludzie śpią w piwnicach, a nie każdy jest przystosowany. Nie każdy ma jakaś latarkę czy cokolwiek innego. Na to zbieramy, dlatego napisaliśmy ten apel, tę prośbę, że nam trzeba już szukać jakieś rozwiązania, jakiegoś wyjścia - mówi Svitlana Zaitseva-Velykodna.
Jak dodaje, na ten moment taki transport jest możliwy. Trudno jednak przewidywać jak długo takie warunki utrzymają się. Musimy wykorzystać każdą chwilę, każdą możliwość, aby jakoś pomóc. Nie tylko sobie, nie tylko Polakom, którzy tu mieszkają, a tu jest bardzo dużo rodzin polskich, dużo starszych Polaków. Kiedy proponowaliśmy im wyjechać, to oni powiedzieli, że oni zostają. Bo ich przodkowie nie uciekli, oni też nie uciekają - mówi Zaitseya-Velykodna.