Nie ma co owijać w bawełnę - sytuacja Ukraińców na froncie nie jest najlepsza i przyznaje to nawet szef ukraińskiej armii, gen. Ołeksandr Syrski. Rosjanie co prawda powoli, ale stopniowo zdobywają kolejne tereny na wschodzie broniącej się Ukrainy. Analitycy zauważają jednak, że drobne sukcesy są okupione dużymi stratami.

W 991. dniu rosyjskiej inwazji na Ukrainę naczelny dowódca Sił Zbrojnych Ukrainy gen. Ołeksandr Syrski poinformował o dwóch sprawach - rozmowie z najwyższym rangą dowódcą wojsk NATO w Europie gen. Christopherem Cavolim i trudnej sytuacji Ukraińców na froncie.

Szef ukraińskiej armii przekazał we wpisie na Telegramie, że rosyjska armia postępuje na kierunku Pokrowska i Kurachowe w obwodzie donieckim. "Wróg, wykorzystując swoją przewagę liczebną, w dalszym ciągu prowadzi działania ofensywne i koncentruje swoje główne wysiłki na kierunkach pokrowskim i kurachowskim" - poinformował. "Sytuacja pozostaje trudna i ma tendencję do pogarszania się" - zaznaczył.

Z informacji niezależnego rosyjskiego portalu Meduza wynika, że wojska rosyjskie, po zdobyciu miasta Sełydowe, przemieszczają się na północny-zachód w kierunku Pokrowska i na południe, w rejon Zbiornika Kurachowskiego. Od południa do miasta Kurachowe zbliżają się inne rosyjskie jednostki, które niedawno brały udział w zakończonej sukcesem operacji zdobycia Wuhłedaru.

Serwis zauważa, że Siły Zbrojne Ukrainy nie mają wystarczających sił, by utrzymać obronę i na odcinku między Wuhłedarem i Kurachowem tracą jedną miejscowość za drugą. Meduza twierdzi, że celem rosyjskiej ofensywy w tym rejonie jest dotarcie do Kurachowe i położonej na zachód od niego miejscowości Kostiantynopil, dzięki czemu będą mogli odciąć drogę łączącą Kurachowe z Zaporożem. Niewykluczone, że gdy Rosjanie będą blisko zrealizowania celów swojej ofensywy, ukraińskie jednostki broniące Kurachowa będą zmuszone opuścić miasto.

Wojska rosyjskie rozpoczęły także przygotowania do nowej ofensywy na Pokrowsk i sąsiednie miejscowości. Jest jednak mało prawdopodobne, aby operacja rozpoczęła się przed zajęciem Kurachowa. Meduza twierdzi, że przyczyna jest prosta: Siły Zbrojne Federacji Rosyjskiej nie mają wystarczająco dużo żołnierzy, by prowadzić dwie ofensywy w tym rejonie.

Walki trwają również w innej części obwodu donieckiego - w rejonie Czasiw Jaru i Torecka. Meduza przekonuje, że ze względu na fakt, iż Rosjanom brakuje siły żywej, część planów rosyjskiego dowództwa pozostaje niezrealizowana, a wojska grzęzną w krwawych bitwach, nie osiągając większych sukcesów.

Rosjanie atakują również w obwodzie charkowskim, chcąc zająć Kupiańsk. Walki o miasto trwają od zimy 2023 r., ale w tym czasie siłom rosyjskim nie udało się wyprzeć Ukraińców za rzekę Oskoł. Meduza podkreśla, że Rosjanom trudno będzie przekroczyć rzekę i utworzyć stabilny przyczółek na zachodnim brzegu, zatem zdobycie nawet wschodniej części Kupiańska nie stworzy nowych możliwości ofensywnych.

Nie da się w nieskończoność ponosić tak dużych strat

Zdobywanie kolejnych terenów nie przychodzi jednak Rosjanom łatwo. Ze względu na traktowanie żołnierzy jako mięsa armatniego i nieskuteczną taktykę dowództwa, wojska Władimira Putina ponoszą na ukraińskim froncie poważne straty, co - jak zauważył amerykański think tank Instytut Studiów nad Wojną (ISW) - stwarza dla nich zagrożenie w dalszych działaniach wojennych.

Z ustaleń analityków wynika, że od października 2023 r. siły rosyjskie straciły co najmniej pięć dywizji pojazdów opancerzonych i czołgów w samym rejonie pokrowskim. Chociaż siły rosyjskie prawdopodobnie zgromadziły znaczną ilość sprzętu w priorytetowych obszarach frontu, kurczące się zapasy czołgów i pojazdów opancerzonych, a także obecne zbyt niskie tempo produkcji pojazdów opancerzonych w Rosji prawdopodobnie sprawią, że straty te będą nadmierne w dłuższej perspektywie.

Mało tego - ISW odnotowało oznaki wskazujące, że rosyjskiemu wojsku coraz trudniej jest werbować wystarczającą liczbę żołnierzy, aby zastąpić straty na froncie. "Rosyjska armia prawie na pewno nie będzie w stanie w nieskończoność wytrzymywać codziennych strat ponad 1200 osób, zwłaszcza że Władimir Putin chce uniknąć nowej przymusowej mobilizacji" - napisał think tank.

ISW oszacował, że podczas intensywnych operacji ofensywnych we wrześniu i październiku siły rosyjskie straciły prawie 200 czołgów, ponad 650 pojazdów opancerzonych i poniosły ok. 80 tys. ofiar, zajmując jedynie ok. 1500 kilometrów kwadratowych.

"Rosjanie ostatecznie zyskają znaczną przewagę operacyjną, jeśli siły ukraińskie nie wstrzymają rosyjskich działań ofensywnych, ale rosyjska armia nie może w nieskończoność ponosić takich strat, zwłaszcza w przypadku tak ograniczonych zwycięstw" - podsumowali amerykańscy analitycy.

"Nie chcemy być kolejnym mięsem armatnim, które zgnije"

O tym, jak kiepskie są morale i dowodzenie w rosyjskiej armii, świadczy apel walczących w rejonie Kramatorska żołnierzy 67. Dywizji Strzelców Zmotoryzowanych. Wojskowi stwierdzili, że ich sprzęt jest bezużyteczny, a prośby o wsparcie z powietrza ignorowane. Nie zmienia to jednak faktu, że są oni nadal wysyłani do szturmowania ukraińskich pozycji.

Nasza nieużywana artyleria strzela maksymalnie 2-3 razy dziennie, a lotnictwo, które rzekomo jest wymienione w dokumentach, w ogóle tu nie działa. (...) Dowództwo dywizji ignoruje dokładne współrzędne przekazywane w ramach rozpoznania, gdzie należy strzelać - powiedzieli, cytowani przez niezależny rosyjski portal The Moscow Times.

Żołnierze zapewniali, że są "w pełni gotowi do walki", ale tylko pod warunkiem, że "będą mieli wsparcie ogniowe artylerii i pomoc wyższego dowództwa". Nie chcemy być kolejnym mięsem armatnim, które zgnije w tych leśnych pasach. Nie da się stamtąd wydostać. W najlepszym przypadku ciało zostanie dostarczone do domu - podkreślili.

Żołnierze poprosili rosyjskiego ministra obrony Andrieja Biełousowa o uporządkowanie sprawy poprzez wszczęcie inspekcji w 67. Dywizji, ale "nie na podstawie dokumentów", a w oparciu o rzeczywistość na froncie.