Nie ma jeszcze decyzji Unii Europejskiej o przedłużeniu bezcłowego handlu z Ukrainą do 2024 r. Pierwsze głosowanie za dwa tygodnie. Eurodeputowani PiS zignorowali natomiast ważną debatę w tej sprawie w marcu.
Minister Henryk Kowalczyk argumentował, że podaje się do dymisji, ponieważ KE opublikowała projekt rozporządzenia w sprawie przedłużenia bezcłowego importu zbóż z Ukrainy na kolejny rok i jak twierdził, już widać, że podstawowy postulat rolników dotyczący wprowadzenia ceł na ziarno nie zostanie spełniony.
Tymczasem KE opublikowała ten projekt nie teraz, ale prawie dwa miesiące temu (23 lutego). Było więc sporo czasu na negocjacje z Komisją. W dodatku rozporządzenie nie zostało jeszcze ostatecznie przyjęte przez UE. Dopiero 19 kwietnia odbędzie się głosowanie na szczeblu unijnych ambasadorów. Tak więc Polska, jeżeli by bardzo chciała, to wiąż mogłaby próbować wpłynąć na ostateczną decyzję Komisji.
Głosowanie nad tym rozporządzeniem jest większościowe, więc polskie władze musiałaby stworzyć koalicję krajów by je zablokować. Z informacji, do których dotarła korespondentka RMF FM, wynika jednak, że takie próby nie są obecnie podejmowane, "gdyż chodzi o solidarność z Ukrainą w czasie wojny". I raczej o taką koalicję byłoby trudno, gdyż podważyłoby to jeden z ważnych instrumentów wsparcia Ukrainy. Dominuje przekonanie, że sytuacja łańcucha dostaw Ukrainy jest niesłychanie krucha i wstrzymanie bezcłowego handlu byłoby krokiem wstecz, niezrozumiałym dla Ukraińców.
Gdy kraje UE przegłosują rozporządzenie, zgodnie z procedurą trafi ono pod głosowanie do komisji ds. handlu międzynarodowego (27 kwietnia) a potem na sesję plenarną europaralemntu, prawdopodobnie w maju. Na poziomie Parlamentu Europejskiego, w komisji ds. handlu międzynarodowego (INTA) eurodeputowani PiS już jednak zaprzepaścili okazję, by zgłosić uwagi i przedstawić swoje stanowisko w sprawie pomocy dla polskich rolników. Sprawa była dyskutowana 21 marca.
Na posiedzeniu tej komisji poświęconemu właśnie kwestii przedłużenia bezcłowego handlu z Ukrainą nie pojawił się tzw. sprawozdawca-cień z grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR) (do której należy PiS). A mógłby informować o trudnościach polskich rolników. Jak dowiedziała się nasza korespondentka, żaden z europosłów PiS nie zabrał głosu w tej sprawie.
Członkiem komisji INTA z PiS jest Dominik Tarczyński, natomiast zastępcą - Witold Waszczykowski. Nie zjawił się także żaden inny eurodeputowany PiS, mimo że na istotne dyskusje mogą także przychodzić eurodeputowani z innych komisji, a nawet zabierać na nich głos. Tarczyński na pytanie, dlaczego nie zabrał głosu, odpowiedział: "Bo większość podjęła już decyzję. Wszyscy widzieli jak głosowali ludzie". Problem w tym, ze nie było jeszcze żadnego glosowania w sprawie liberalizacji handlu z Ukrainą. Tarczyński przyznał, że nie zgłosił żadnej uwagi. Uzasadniał swoją decyzję następująco: "nie ma sensu, bo tam nie ma demokratycznych reguł".
Nasza dziennikarka próbowała dowiedzieć się, czemu Tarczyński nie pojawił się na posiedzeniu komisji INTA, której jest członkiem, ale europoseł zawiesił rozmowę telefoniczną. Kolejne próby wysyłania pytań za pomocą SMS, nie spotkały się z odpowiedzią.
Jeden z europosłów PiS nieoficjalnie zdradził, że nie otrzymał wówczas sygnału z Warszawy, żeby interweniować w sprawie zboża - dlatego posiedzenie zignorował. A to właśnie na takich posiedzeniach jak to 21 marca - można wpływać na decyzje UE. Na komisji INTA sprawę poruszyli natomiast prof. Marek Belka w imieniu socjaldemokratów (S&D) i rumuński eurodeputowany Iuliu Winkler z ramienia Europejskiej Partii Ludowej (EPL) do której należy PO.
Belka zwrócił wówczas uwagę na fakt, że przedłużenie liberalizacji może przełożyć się na trudności w niektórych sektorach i pytał przedstawiciela Komisji Europejskiej obecnego na sali, jakie są plany wsparcia rolników. Dopytywał o uruchomienie rezerwy kryzysowej. Natomiast Winkler powiedział ostro, że nie może nawet spotkać się z rolnikami swojego regionu, bo nie ma dla nich żadnej odpowiedzi w sprawie pomocy. Apelował o wsparcie w imieniu polskich, rumuńskich i słowackich rolników.
Jeden z europosłów PiS sugerował w rozmowie, że "być może są jakieś powiązania firm, które na tym zarobiły i trudno się jest do tego przyznać". Inny eurodeputowany PiS także anonimowo - mówił, że sprawa ze zbożem to problem, bo PiS opowiada się za członkostwem Ukrainy w UE, które jak się okazuje może być dla nas kosztowne". 24 marca upłynął termin składania poprawek przed głosowaniem na komisji INTE. Nikt nie złożył żadnej poprawki, o co zresztą apelowała sprawozdawczyni tego rozporządzania, łotewska eurodeputowana Sandra Kalniete.
Komisarz Janusz Wojciechowski sprawia wrażenie jakby wyczerpał swoje możliwości, czy raczej możliwości komisarza ds. rolnictwa. Wywalczył najpierw pomoc dla rolników i firm produkujących nawozy (wygrał w tej sprawie z twórcą Nowego Zielonego Ładu wiceszefem KE Franzem Timmermansem), a potem dwie transze z rezerwy kryzysowej dla unijnych rolników.
Z pierwszej transzy 30 mln europopłynie do Warszawy, gdyż decyzja weszła już w życie. Kolejne 30 lub 32 mln euro (nie ustalono jeszcze wysokości) z drugiej transzy mogą wpłynąć w maju. Uruchomienie rezerwy kryzysowej tylko dla grupy państw, a nie dla całej Unii i to w dodatku na początku roku - nie było łatwe, gdyż na cały ten rok jest 500 mln euro dla wszystkich.
Wojciechowski wprawdzie popiera wniosek 5 premierów o przywróceni ceł, ale zdaje sobie sprawę, że nie będzie to łatwe. Jego urzędnicy mówią, że uruchomienie takiej klauzuli wymaga udowodnienia, że perturbacje dotyczą całego unijnego rynku, a nie tylko regionu. A wiadomo, że Portugalia czy Hiszpania nie odczuwają nadmiaru kukurydzy czy pszenicy. W dodatku taki wniosek byłby długo analizowany (obecne rozporządzenie przewiduje pół roku, a nowe - 3 miesiące). Komisja Europejska wciąż jednak zapewnia, że dostrzega problem. Sprawą może zająć się także komisarz Valdis Dombrovskis, który zapewnił, że trzeba znaleźć takie rozwiązanie, by zboże trafiało tam gdzie jest przeznaczone.