Mimo ostatnich ostrzeżeń władz w Kijowie, perspektywa rosyjskiego ataku z terenu Białorusi jest na razie mało prawdopodobna - zauważa agencja Reutera. Przyczyną jest populacja bobrów, która sprawiła, że obszar położony wokół północno-zachodniej granicy Ukrainy z Białorusią składa się obecnie z mokradeł i występujących z brzegów rzek.
Ukraińskie władze od jakiegoś czasu ostrzegają przed możliwym atakiem sił rosyjskich z kierunku północnego. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski powiedział we wtorek, że Rosja "zbiera siły do kolejnej eskalacji" trwającej już prawie 11 miesięcy pełnoskalowej wojny między oboma krajami.
Podobnie w grudniu ubiegłego roku wypowiedział się szef Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Ukrainy Wałerij Załużny, który stwierdził, że jednym z możliwych kierunków ataku może być Białoruś.
Wcześniej, bo w październiku, przywódca Białorusi Alaksandr Łukaszenka poinformował, że uzgodnił z Rosją rozmieszczenie regionalnego zgrupowania wojsk na terytorium swojego kraju.
W mediach społecznościowych regularnie pojawiają się nagrania, na których widać transferowany do Białorusi rosyjski sprzęt wojskowy. Ukraińscy wojskowi szacują, że na Białorusi przebywa obecnie ok. 15 tysięcy rosyjskich żołnierzy. Nieco inne są szacunki analityków wojskowych, którzy wskazują na personel liczący 10-12 tys. żołnierzy.
Jakby tego było mało, to w pierwszych dniach stycznia Ministerstwo Obrony Białorusi ogłosiło wspólne ćwiczenia dywizji lotniczych z Rosją. Mają się one rozpocząć w poniedziałek.
Z kolei w czwartek na Białoruś przyleciał głównodowodzący sił lądowych Rosji gen. Oleg Saljukow. Ma przeprowadzić inspekcję ćwiczących tam rosyjskich jednostek. Dzień wcześniej Saljukow, w ramach zmian w armii, został nominowany na zastępcę dowódcy sił rosyjskich w Ukrainie.
Znajdujące się na granicy ukraińsko-białoruskiej gęste lasy i bagna strzeże Wołyńska Brygada Obrony Terytorialnej - jedna z setek ukraińskich jednostek składających się z miejscowej ludności, która chce bronić swojego terytorium.
Żołnierze strzegący północnej granicy Ukrainy powiedzieli dziennikarzom agencji Reutera, że niezwykle łagodna zima dała im znaczącą przewagę taktyczną nad stacjonującymi na Białorusi wojskami rosyjskimi.
Wszystko może pomóc w ochronie własnego terenu - krajobraz, w tym mnóstwo rzek, które w tym roku wystąpiły z brzegów - powiedział Wiktor Rokun, jeden z zastępców dowódcy wspomnianej brygady. Agencja Reutera pisze, że w miejscu, gdzie doszło do spotkania z żołnierzami, woda zalała liczne pola i drzewa.
Serhij Chominski, rzecznik brygady, powiedział, że pomoc w uczynieniu terenu niedostępnego dla wojsk agresora przyszła od nieoczekiwanego sojusznika - miejscowej populacji bobrów.
Ludzie zwykle niszczą tamy budowane przez bobry. W tym roku - z powodu wojny - nikt ich jednak nie ruszał, więc teraz wszędzie jest woda - powiedział.
Białoruś od początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę, co nastąpiło 24 lutego ubiegłego roku, umożliwia Moskwie jej prowadzenie na wszelkie możliwe sposoby: od szkolenia świeżo zmobilizowanych Rosjan po leczenie rannych żołnierzy, od przekazywania sprzętu wojskowego (takiego jak chociażby czołgi) po umożliwienie Rosji swobodnego wykorzystywania jej terytorium do ataków rakietowych na Ukrainę.
Czy zatem ewentualny atak z terytorium Białorusi jest zagrożeniem dla Ukrainy? Polski analityk Konrad Muzyka powiedział agencji Reutera, że chociaż na Białorusi faktycznie można obserwować gromadzenie się sił rosyjskich, żołnierze chcący zaatakować północno-zachodnią Ukrainę napotkaliby ogromne trudności.
To okropne miejsce do prowadzenia operacji ofensywnej. Jest tam dużo cieków i bardzo mało dróg - powiedział. Ułatwiłoby to siłom ukraińskim kierowanie Rosjan na określone tereny, gdzie zostaliby ostrzelani przez artylerię - dodał.