Włoski alpejczyk Giuliano Razzoli wygrał w kanadyjskim Whistler slalom. O 0,16 s wyprzedził Chorwata Ivicę Kostelica i o 0,44 s Szweda Andre Myhrera. Niespodzianką była słaba postawa Austriaków.
Sukces debiutującego na igrzyskach Razzoliego to kolejna niespodzianka, choć specjalizujący się tylko w slalomie Włoch od kilku tygodni prezentował dobrą dyspozycję. 6 stycznia tego roku wygrał w Zagrzebiu pierwsze w karierze zawody Pucharu Świata.
Na olimpijskim stoku w Whistler prowadził już po pierwszym przejeździe. W drugim pojechał nieco wolniej, ale przewaga na półmetku okazała się wystarczająca.
Sensacją był brak na podium Austriaków, którzy podczas igrzysk w Vancouver nie zdobyli żadnego medalu w alpejskich konkurencjach mężczyzn. W sobotę bliski sukcesu był Benjamin Raich, który na półmetku zajmował trzecią lokatę. Ostatecznie ukończył jednak zawody na czwartym miejscu.
Pierwszego przejazdu nie ukończyło kilku słynnych zawodników, wymienianych w Whistler w gronie faworytów. Taki los spotkał m.in. trzykrotnego medalistę igrzysk w Vancouver Bode Millera (złoto w superkombinacji, srebro w supergigancie i brąz w zjeździe) oraz mistrza olimpijskiego z 2006 roku w superkombinacji Teda Ligety'ego. Z trasy wypadł również aktualny mistrz świata w slalomie Austriak Manfred Pranger.
Polacy w tej konkurencji nie startowali. Wystąpiło za to wielu zawodników z egzotycznych krajów. Najsłynniejszy z nich, nazywany "śnieżną panterą" Kwame Nkrumah-Acheampong z Ghany, zajął 47. miejsce (przedostatnie) ze stratą ponad 43 sekund do zwycięzcy. Ostatnia lokata przypadła Albańczykowi Erjonowi Toli. On z kolei stracił do Razzoliego ponad minutę (dokładnie 1.04,56).