Jeżeli ktoś zapytałby mnie „oddasz 200, a może 1000 złotych na armię?”, odpowiadam: „płacę w ciemno”. Daję z własnej kieszeni i nie podobają mi się pana słowa, p. generale Skrzypczak, że bez pomocy NATO w trzy dni Rosjanie dojdą do Warszawy.
Wie pan, mam jakiś idiotyczny dyplom z pana podpisem z czasów, gdy dowodził pan w Iraku. Ja tam byłem bez żadnych wojsk, sam, jako dziennikarz, tak było także w Afganie. Powiem panu jako cywil - nie dojdą. Nie dojdą, bo jak w 1920 roku odbiją się od każdego, kto na naszej ziemi żyje. Ci, którzy noszą mundur też nie oddadzą pola.
Jeżeli kreśli pan to tak pesymistycznie, bo chce pan, by armia dostała większą kasę, to ja jestem za. Większą, ale wydawaną mądrze. Pan, jako żołnierz powinien wiedzieć, że armia masowa, rosyjska zadusi nas tylko wtedy... gdy będziemy nieświadomi. W każdej innej sytuacji należy bronić rubieży, nie na swojej ziemi, ale uderzać pierwszymi. Rosjanie mają to od 300 lat zapisane w doktrynie, obronę poprzez atak na nieswoje terytorium.
Od generała armii polskiej oczekuję, by powiedział nam, czego potrzeba do tego, by w sytuacji krytycznej, która mam nadzieję, nie nastąpi, zneutralizować obwód kaliningradzki i jednostki rozmieszczone na Białorusi. Od cofania się, wycofywania i wzywania pomocy wystarczą politycy. Na generałów, którzy chcą powtórzyć wycofanie się na rumuński przyczółek, szkoda kasy. Powtórzę - szkoda kasy.
Generale, potrzebujemy wojowników, nie defetystów.