Dwa dni po kataklizmie, który spustoszył Japonię, ziemia w Tokio wciąż drży - donosi specjalny wysłannik RMF FM Roman Osica. "Kwadrans po przylocie, podczas odprawy paszportowej znowu odczuliśmy wstrząsy"- informuje nasz dziennikarz, który wylądował na lotnisku Narita. Jest ono oddalone od centrum Tokio o ok. 80 km.
Jak powiedział jeden z napotkanych Polaków, od piątku do wstrząsów w Japonii dochodzi często. Wszyscy zachowują jednak bardzo duży spokój. To dzisiejsze trzęsienie było o połowę mniejsze niż to, które nawiedziło Japonię w piątek. Miało najwyżej trzy stopnie- mówi mieszkanka stolicy Japonii. "To było naprawdę dziwne uczucie. Czułem jak faluje podłoga, zatrzęsły się tablice informacyjne. Oprócz kilku cudzoziemców nikt jednak nie reagował"- informuje specjalny wysłannik RMF FM.
Do samego Tokio można dostać się bez problemu. Wszystkie środki transportu: kolej, autobusy, metro działają, choć jeżdżą według specjalnych rozkładów - informuje jedna z mieszkanek Japonii. Mieszkańcy Tokio liczą się z kolejnymi trzęsieniami. Na ulicach słychać komunikaty dźwiękowe, które przypominają jak zachować się podczas wstrząsów.
Na samym lotnisku jest spokojnie. Ruch robi się tylko wtedy, gdy wyląduje tam kolejny samolot. Sporo maszyn jest jednak opóźnionych.
Liczba ofiar trzęsienia ziemi i tsunami tylko w prefekturze Miyagi może wzrosnąć do 10 tysięcy - przewiduje szef tamtejszej policji. Telewizja NHK informowała wcześniej, że w mieście Minamisanriku, praktycznie zmiecionym przez fale, jest 10 tysięcy zaginionych. Szanse na dostanie się do miasta Sendai, przez które przetoczył się kataklizm są praktycznie niemożliwe.
Zamknięte jest lotnisko w Sendai, brak jest również połączeń kolejowych. Zablokowane są też drogi w kierunku prefektury Miyagi - usłyszał specjalny wysłannik RMF FM w Centrum Informacji Turystycznej w Tokio. Mieszkańcy Sendai są odcięci od reszty kraju. Tory są zasypane śmieciami i gruzem, które niosła ze sobą fala tsunami.
Media pokazują mężczyznę, którego służby ratownicze wyłowiły 15 kilometrów od brzegu oceanu. Został on porwany przez fale tsunami. Na szczęście udało się go uratować.
Wciąż jednak istnieje realna groźna wybuchu w elektrowni atomowej Fukushima I. Tym razem eksplozja mogłaby uszkodzić reaktor numer 3. Rzecznik japońskiego rządu uspokaja, że nawet gdyby doszło do najgorszego to wybuch nie zagrozi reaktorowi. Dlatego też nie trzeba podejmować decyzji o rozszerzeniu strefy ewakuacji powyżej ustalonego wczoraj 20 kilometrowego kręgu wokół zakładu. Do tej pory ewakuowano około 200 tys osób.