"Opuszczam Paryż w najlepszym humorze od kilku lat, w końcu po raz pierwszy dotarłam tu do ćwierćfinału” – stwierdziła Agnieszka Radwańska, która odpadła z wielkoszlemowego turnieju Roland Garros. "Po każdym przegranym meczu można sobie zadawać pytanie, czego zabrakło do zwycięstwa. Dziś zabrakło dosłownie kilku piłek, no i na pewno trochę szczęścia" – podkreśliła krakowianka.
Agnieszka Radwańska przegrała z włoską tenisistką Sarą Errani 4:6, 6:7 (6-8) w meczu ćwierćfinałowym. Do tej pory Polka dochodziła w Paryżu najwyżej do 1/8 finału, dlatego tym razem nie kryła zadowolenia. Na pewno chciałoby się ugrać tu więcej, ale ćwierćfinał to dobry wynik na mojej najsłabszej nawierzchni - stwierdziła "Isia". Komplementowała też swoją ostatnią rywalkę w Paryżu. Ona wszystko potrafi, no prawie wszystko, bo tylko nie serwuje z prędkością 200 kilometrów na godzinę - mówiła o Sarze Errani. W sumie nieprzypadkowo jest piąta na świecie. Ona swój najlepszy tenis gra właśnie na "ziemi". Potrafi się na niej cierpliwie bronić, uderzając przy tym piłki z całej siły. Często decyduje się też na slajsy, loby czy dropszoty, co dzisiaj było widać - dodała. Widać było, że kort ziemny to jej nawierzchnia, zresztą nieprzypadkowo doszła tu przed rokiem do finału. Ale liczę na rewanż już nie długo, najlepiej na mojej ulubionej trawie. Nie miałabym nic przeciwko temu, żeby to się stało w Wimbledonie - stwierdziła.
Pytana o plany na najbliższą przyszłość, Radwańska odpowiedziała: Przed Wimbledonem nie zastosuję tego schematu, co przed Paryżem, bo w tygodniu tuż przed zamierzam zagrać w Eastbourne. Jedno jest pewne, że przed Wimbledonem wypada coś zagrać na trawie, a nie tylko trenować na sztucznej trawie w Krakowie - podsumowała.