„Niektórzy ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, że to co widzą na zawodach, to tylko procent tego, co robimy. Wydaje mi się, że Polacy są nastawieni, że zawsze będę wygrywać i te oczekiwania względem moich występów są bardzo duże” - mówi tenisistka Agnieszka Radwańska w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Janem Kałuckim.
Jan Kałucki, RMF FM: Od dziewięciu lat jest pani w pierwszej dziesiątce światowego rankingu tenisistek - mało kto może pochwalić się takim wyczynem. Czy z roku na rok jest coraz trudniej utrzymać się w tej elicie?
Agnieszka Radwańska: Na pewno tak. Konkurencja jest coraz większa, wiele młodych dziewczyn gra bardzo dobrze i szybko zdobywają punkty w rankingu. O wiele łatwiej było wejść na ten szczyt, niż się na nim utrzymać. Z roku na rok jest coraz ciężej, a najlepiej to widać, kiedy podwinie się noga na jakimś turnieju - wówczas ranking się od razu zmienia. Nie można więc niczego odpuszczać, bo konkurencja nie śpi i robi swoje.
Cofnijmy się więc do czasów, kiedy pani wchodziła na ten szczyt. Jak ogląda pani Agnieszkę Radwańską z 2007 czy 2008 roku, to czym się różni gra tamtej Agnieszki, od dzisiejszej?
Najkrócej mówiąc "wszystkim". Przez te dziesięć lat tenis się bardzo zmienił. Pamiętam oczywiście swoje pierwsze turnieje, swój pierwszy tytuł w 2008 roku w Sztokholmie... to były zupełnie inne czasy. Mówiąc szczerze, trochę mi się śmiać chcę, jak sobie przypomnę, jak to wtedy było na korcie i jak się grało. Dzisiejszy tenis jest dużo bardziej siłowy, a to sprawia, że trzeba pracować jeszcze ciężej niż kiedyś.
Nawiązując do tych zmian, o których pani przed chwilą powiedziała - dla jednej z singapurskich gazet napisała pani, że "Agnieszka Radwańska nie będzie grała tak długo jak Serena Williams". Niektórzy to odebrali jako zapowiedź początku końca kariery.
Nie, na pewno nie. Aczkolwiek na pewno nie będę grała tyle co Serena czy jej siostra Venus, która w tym roku skończy 37 lat. Swoją drogą to jest nieprawdopodobne, aby w tym wieku grać na światowym poziomie. Nie zapominajmy jednak, że Serena i Venus miały kilka przerw w swojej karierze. Ja takich przerw nie miałam i przez ostatnie 10 lat nieprzerwalnie gram w turniejach cyklu WTA Tour. Jeśli zdrowie pozwoli, to jeszcze kilka lat pogram, ale na pewno nie będę zawodowo grała w tenisa mając 37 lat.
W tej samej singapurskiej gazecie napisała pani tak: "Kiedyś pierwsze dwie rundy w turniejach nie były tak trudne. Nie trzeba było grać na 100 procent, a i tak wygrywało się w dwóch setach. Dziś? Zapomnij o tym". Rodzi się więc pytanie - czy wygra pani turniej wielkoszlemowy?
Mam nadzieję, że tak. Zostało mi jeszcze kilka lat prób... pamiętajmy jednak, że to jest cel każdego tenisisty. A co dopiero dla osoby, która zawodowo gra w tenisa od tylu lat. Każdy kto jedzie na tego typu turniej, chce dotrwać do ostatniego dnia i ostatecznie wygrać. Następna próba już nie długo w Paryżu.
Nawet biorąc pod uwagę te młode uzdolnione zawodniczki, o których pani mówiła na początku?
Na wygranie Wielkiego Szlema składa się wiele czynników. Wystarczy spojrzeć, że przez ostatnie lata na każdym tego typu turnieju mieliśmy inną zwyciężczynię. Oczywiście ostatnio tytuły zdobywały przede wszystkich Andżelika Kerber i Serena Williams, ale jak się cofniemy w czasie to zobaczymy, że triumfatorki były przeróżne. To jest sport. Tu się wszystko może wydarzyć.
To prawda - od rekordu Steffi Graf minęło już trochę czasu. Zadałem dość wygórowane pytanie, ponieważ można odnieść wrażenie, że kibice w Polsce nie patrzą na styl, tylko na wyniki. Czy czuje się pani trochę niedoceniana w kraju? Jest pani najbardziej popularną Polką na świecie, co roku wygrywa pani w plebiscycie na najbardziej lubianą tenisistkę... jednak jak wejdzie się na pani profil na Facebooku, można się zderzyć z małą falą hejtu.
Wydaje mi się, że Polacy są nastawieni, że zawsze będę wygrywać i te oczekiwania względem moich występów są bardzo duże. Wynika to z tego, że przyzwyczaiłam ich do tego 10 lat temu, kiedy wszystko przychodziło mi dużo łatwiej i tych zwycięstw było naprawdę dużo. Teraz kiedy coś idzie nie tak, jest od razu jest wielka panika...
Dlatego bo nie ma tej "perły w koronie". Nie ma Wielkiego Szlema.
Nie ma Wielkiego Szlema, ale cóż... pracuję nad tym. To jest moje marzenie. Tak samo chciałabym tego tytułu jak moi kibice, ale nie wyczaruję go. Wiele rzeczy musi sprzyjać w jednym momencie. Trzeba wygrać siedem meczów z rzędu. Poza tym trzeba spojrzeć na to szerzej: wielu ludzi, który nie są związani ze sportem i nie rozumie, że to co widać na zawodach, to tylko kilka procent tego, co robimy. Jesteśmy w ciągłym biegu i poświęcamy całe życia, aby grać na najwyższym poziomie i być w pełni zdrowym.
To już kończąc ten wielkoszlemowy wątek - w maju rusza French Open. Rok temu dotarła pani do czwartej rundy. Jak będzie w tym roku?
Mam nadzieję, że lepiej. Wiadomo, że w Rolandzie Garrosie były różne wyniki, ale wiadomo - to jest Wielki Szlem, więc oby w tym roku było lepiej i tego się trzymajmy!
(j.)