Iga Świątek wygrała 6:3, 6:4 zacięty mecz w 3. rundzie tenisowego US Open z Amerykanką Lauren Davis. W poniedziałek jej rywalką będzie Niemka Jule Niemayer, z którą dotychczas jeszcze nie grała. "Nie wiem czego się spodziewać. Chcę zagrać skoncentrowana i wypełniać założenia taktyczne" - powiedziała.
Trzecie spotkanie Igi Świątek na kortach US Open odbyło się na początek sesji wieczornej na Louis Armstrong Stadium. Przed meczem doszło do małego zamieszania, bo tłum kibiców, którzy zakupili bilety na tę sesję, musiał czekać niemal pół godziny na wejście na obiekt, z którego wychodzili posiadacze wejściówek na sesję dzienną. W rezultacie kiedy Iga i jej rywalka - Lauren Davis z USA - kończyły rozgrzewkę więcej ludzi stało przy bramkach niż siedziało na trybunach.
Polka dobrze rozpoczęła to spotkanie, choć dwa pierwsze gemy wygrała na przewagi. W trzecim gemie nastąpiła awaria telebimu, ale nie zraziło to Świątek, która wygrała go w elektryzujący sposób do zera. Do końca pierwszego seta raszyniance udało się utrzymać przewagę jednego przełamania, ale partia ta trwała aż 57 minut.
W drugim secie 105. w rankingu WTA Davis niespodziewanie przełamała Świątek i objęła prowadzenie 4:1. Polka jednak pokazała charakter, wygrała 12 z 14. kolejnych piłek i odrobiła straty.
Jak przyznała po meczu, starała się wtedy wskoczyć na wyższy poziom koncentracji, która wcześniej kilkakrotnie ulegała rozproszeniu To był mój cel. Bo koncentracja trochę uciekła na końcu pierwszego i początku drugiego seta. Miałam za dużo rzeczy w głowie, które chciałam poprawić. Wiedziałam, że muszę się skupić tylko na niektórych z nich. Więc przede wszystkim skupiłam się na każdym kolejnym punkcie. Dzięki temu miałam trochę więcej porządku w głowie i w tym, co chciałam zrobić na korcie - wyjaśniła raszynianka.
Na tym nie poprzestała i po wygraniu kolejnych dwóch gemów zwyciężyła cały mecz 6:3 6:4. Ale z pewnością to nie był spacerek i Polka musiała sporo się napracować w rywalizacji przeciwko skazywanej na porażkę Davis. Na pomeczowej konferencji polska zawodniczka stwierdziła, że woli spotkania, które bardziej się jej układają. Wkładam w to tyle pracy, że przyjemniej jest zagrać mecz, który przez cały czas idzie po naszej myśli. Dzisiaj przyznam, że było trochę nerwów w drugim secie i trochę za mało koncentracji. Więc mimo wszystko bardziej podobają mi się takie mecze, gdzie przez cały czas mam kontrolę i do końca też trzymam się taktyki - powiedziała 21-latka.
Sporo rzeczy nie funkcjonowało u Świątek tak, jak powinno. Ale były też elementy, które mogły imponować - jak skuteczna gra przy siatce (18 wygranych piłek) oraz aż sześć asów. Po jednym z nich - przy stanie 5:4 w drugim secie - Polka wykonała energiczny gest triumfu i wydała okrzyk radości. Szczerze mówiąc nie zwracam uwagi na statystyki po meczu dlatego nie wiem do końca ile miałam asów. Ale ja nie jestem zawodniczką, która przy podaniu szuka asów. Raczej serwuję, aby wprowadzić piłkę w kort i zagrać potem sensowną akcję. Więc serwowanie dla asów to nie jest mój cel. Ale oczywiście cieszę się, że dziś w pewnych momentach ten serwis dawał mi punkty za darmo. Rywalka w drugim secie wyciągnęła wnioski i tych asów było trochę mniej, ale cieszę się, że byłam w stanie otworzyć sobie kort serwisem dzisiaj - wyznała Polka.
W rozmowie pomeczowej na korcie rozstawiona z nr 1 zawodniczka nie chciała zdradzić czy woli sesję wieczorną od dziennej, a także dziękowała za doping niemal pełnego stadionu. Amerykanie - co trzeba obiektywnie stwierdzić - oklaskiwali Polkę równie serdecznie jak Davis i na Louis Armstrong Stadium nie powtórzyły się sceny ze starć Sereny Williams na Artur Ashe Stadium, gdzie publiczność była niekiedy ordynarnie jednostronna. Oklasków nie brakowało, ale niektórzy kibice mówili, że Nowy Jork nie pokocha Świątek dopóki nie będzie się utożsamiać z kibicami podczas gry. Chodzi o to, że "Miasto, które nigdy nie śpi" hołduje showmanom.
Staram się nie spełniać oczekiwań innych tylko koncentruję się na tym, co mam do roboty - brzmiała odpowiedź Polki na ten zarzut. Mimo wszystko jestem w pracy, więc nie zawsze chodzi o to, aby robić show. Oczywiście fajnie jest czasami zagrać widowiskowe akcje, ale ja najbardziej chciałabym być efektywna na korcie. I mam nadzieję, że kiedy będę dobrze grała z dobrą przeciwniczką, ten show będzie efektem tego, co robię. Więc przykro mi, że nie robię tego show do końca, ale mam jeszcze kilka lat na to, aby pokazać, co potrafię - dodała.
W poniedziałek Świątek zmierzy się z kolejną rywalką z drugiej setki WTA Julą Niemeyer. Niemka ma 23 lata i w tym roku doszła aż do ćwierćfinału Wimbledonu.
W Nowym Jorku - podobnie jak Polka - nie oddała przeciwniczkom nawet seta.
Nie znam jej zbyt dobrze. Nie trenowałam z nią, więc nie wiem jak to jest czuć na rakiecie jej piłkę. Wiem, że jest młoda i dobrze serwuje. Nie jestem więc w stanie określić czy spodziewać się łatwego meczu. W tenisie niczego nie można się spodziewać. Chciałabym spodziewać się, że będę bardziej skoncentrowana, ale nad tym trzeba cały czas pracować. Dlatego niczego się nie spodziewam. Raczej pomyślę o tym, co zrobić, aby mieć więcej kontroli na korcie i mam nadzieję, że będę stosować się do taktyki trenera - dodała Iga Świątek.