Kilka tysięcy osób wzięło udział w proteście "Spacer Po Wolność" w Warszawie. Marsz zaczął się w centrum stolicy, na rondzie Dmowskiego i dotarł na Żoliborz, przed dom Jarosława Kaczyńskiego. W manifestacji brali udział przeciwnicy zaostrzenia przepisów aborcyjnych, przedsiębiorcy i górale oraz hotelarze z Małopolski.

Pochód rozpoczął się na rondzie Dmowskiego i stamtąd przeszedł na Żoliborz, w okolice domu prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Tam okolica była jednak zablokowana przez policyjny szpaler ustawiony przez funkcjonariuszy i kilkadziesiąt policyjnych furgonetek. Dodatkowe siły policyjne, także nieumundurowane, były także na bocznych uliczkach. "Nie damy ci spać Jarek, przyszliśmy do ciebie" - krzyczeli protestujący. Funkcjonariusze przez megafony nawoływali: "Policja informuje: mamy stan epidemii". Demonstranci odpowiadali: "Mamy stan epidemii PiS-u. Obalamy rząd!".

Protestujący mieli ze sobą transparenty m.in. z napisami: "Precz z władzą panów" czy "Wyp***lać, kobiet nie ruszać". Niektórzy trzymali biało-czerwone flagi, w tłumie widać było również flagi tęczowe i Unii Europejskiej, symbole Strajku Kobiet i plakaty Strajku Przedsiębiorców.

Część przedsiębiorców była rozczarowana brakiem reakcji rządu na ich protest. Liczyli na spotkanie z wicepremierem Jarosławem Gowinem. Po co rozmawiać? Przecież oni mają swoje pieniądze, chcą do upadku doprowadzić to, co jest - mówił jeden z protestujących. 

Policja wcześniej blokowała różne miejsca na trasie przemarszu. Takie blokady były już m.in. na Marszałkowskiej na wysokości ulic Świętokrzyskiej i Królewskiej. Protestujący chcieli także przejść na Krakowskie Przedmieście przed Pałac Prezydencki i tez zostali zablokowani przez funkcjonariuszy. 

Jak poinformowała na Twitterze stołeczna policja, na skrzyżowaniu ulic Zajączka i Mickiewicza grupa protestujących zaatakowała funkcjonariuszy. Na miejsce skierowano pododdział zwarty. Sytuacja została opanowana. Trwają czynności w kierunku naruszenia nietykalności cielesnej policjanta - przekazano.

Wielokrotnie informowaliśmy, że tego typu zachowania nie będą akceptowane i w takich sytuacjach protestujący muszą się liczyć ze zdecydowanym działaniem policji - dodał w rozmowie z PAP rzecznik KSP nadkom. Sylwester Marczak.

Kilka osób zostało już przez policję wylegitymowanych.

Strajk Kobiet: PiS "prowadzi wojnę z całym światem". Tanajno: "NISZCZ REŻIM!"

Protesty Strajku Kobiet trwają w Polsce od 22 października, kiedy to Trybunał Konstytucyjny Julii Przyłębskiej za niezgodny z konstytucją uznał przepis zezwalający na aborcję w przypadku ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu.

Z czasem do sprzeciwu wobec zaostrzania prawa aborcyjnego i żądania wolności wyboru dla kobiet dołączono inne postulaty, również o charakterze antyrządowym.

Zapowiadając dzisiejszą manifestację, Ogólnopolski Strajk Kobiet pisał na swoim facebookowym profilu, że Prawo i Sprawiedliwość "prowadzi wojnę z całym światem", m.in. z kobietami, młodzieżą, nauczycielami, lekarzami i przedsiębiorcami.

"Bez wprowadzenia stanu nadzwyczajnego tak naprawdę wprowadzili nam faktyczny stan wojenny" - stwierdzono.

Z kolei na komunikatorze Telegram organizatorzy dzisiejszego protestu napisali: "13 grudnia jest wyjątkowa rocznica. 39 lat temu ogłoszono w Polsce stan wojenny. Tego dnia również na całym świecie szczególnie pamiętamy o ofiarach przemocy policyjnej, bo nigdy nie zapomnimy i nigdy nie wybaczymy tego, co robi nam opresyjne państwo".

Do protestu, w jego antyrządowym wymiarze, włączyły się również środowiska związane ze Strajkiem Przedsiębiorców.

"13 grudnia nie będziemy demonstrować swoich poglądów politycznych, będziemy demonstrować, by móc mieć swoje poglądy. NISZCZ REŻIM!" - pisał trzy dni temu na Facebooku jeden z liderów Strajku Przedsiębiorców Paweł Tanajno.