To będzie tysięczny indywidualny konkurs Pucharu Świata w skokach narciarskich. Jubileuszowe zawody miały odbyć się tydzień temu w Rumunii, ale po tym jak na początku sezonu odwołano konkurs w Kuusamo było wiadomo, że wyjątkowe zawody odbędą się jednak w Finlandii tyle, że w Lahti. Dziś popołudniu kwalifikacje z udziałem siedmiu biało-czerwonych, a później walka o punkty Pucharu Świata.
Cała karuzela Pucharu Świata ruszyła pod koniec grudnia 1979 roku we włoskiej Cortinie d’Ampezzo. Historyczne, pierwsze podium w całości zajęli Austriacy, a wygrał Toni Innauer. Niedługo później, bo na początku 1980 roku w Bischofshofen na trzecim miejscu znalazł się Piotr Fijas zapisując pierwsze polskie podium Pucharu Świata. Zaledwie po kolejnych 20 dniach polscy kibice mogli cieszyć się ze zwycięstwa Stanisława Bobaka na Wielkiej Krokwi i tak doczekaliśmy się pierwszego polskiego triumfu w Pucharze Świata. Dzień później w Zakopanem wygrał Fijas, by w kolejnych zawodach już we francuskim Saint-Nizier także okazać się najlepszym.
Na przestrzeni tych 40 lat historię skoków pisali Matti Nykanen, Jens Weisslog, Janne Ahonen, Adam Małysz, Gregor Schlierenzauer czy Kamil Stoch. Wystarczy rzut oka w światowe tabele, by zrozumieć kogo musimy wymieniać w gronie największych gwiazd. W dotychczasowych 999 konkursach indywidualnych 108 razy na podium stał Ahonen, 92 Małysz a 88 Schlierenzauer. Fin był zatem w czołowej trójce w ponad 10 procentach wszystkich rozegranych w historii konkursów. Tylko nieznacznie poniżej tej granicy są Polak i Austriak. Na liście zwycięzców poszczególnych konkursów mamy ponad 160 nazwisk. Tym większą powagę budzą w tej sytuacji 53 triumfy Schlierenzauera, 46 Nykanena czy 39 Małysza. Historia Pucharu Świata to oczywiście nie tylko historia pisana liczbami, choć te w skokach narciarskich są przecież kluczowe. To także historia emocji, niesamowitych zwrotów akcji, wielkich zwycięstw i niespodziewanych porażek.
Spory rozdział w tej historii zapisali także Polacy, choć po początkowych triumfach Bobaka i Fijasa na długi czas popadliśmy w przeciętność to dziś liczby pokazują naszą rolę w historii skoków narciarskich. Wszystko to oczywiście zaczęło się od Adama Małysza, a o jego osiągnięciach można by napisać całą książkę. Później rolę mistrza przejął Kamil Stoch, a symboliczną zmianą warty był weekend w Zakopanem w 2011 roku. Pierwszego dnia wygrał Małysz, drugiego Simon Ammann a trzeciego Stoch. Dziś na liście polskich zwycięzców mamy już 9 nazwisk, bo konkursy wygrywali też Dawid Kubacki, Piotr Żyła, Maciej Kot, Krzysztof Biegun i Jan Ziobro. Nie jest ta liczba przesadnie długa, gdy chcemy ją porównać z Austriakami, Niemcami czy Norwegami, ale już 88 zwycięstw w 999 konkurach musi przemawiać do wyobraźni. Liczba miejsc na podium wygląda jeszcze bardziej okazale - wynosi obecnie 215, a licznik przecież bije i miejmy nadzieję, że w tym sezonie jeszcze ten wynik poprawimy. Może dziś w Lahti się uda szczególnie, że w przeszłości Stoch już tam wygrywał.
Skoki narciarskie swój jubileusz mają w dość trudnym momencie dla całej dyscypliny. Problemy z pogodą - wysokimi temperaturami, wiatrem - dają coraz mocniej o sobie znać. Zagrożeniem dla kończących sezon Mistrzostw Świata w lotach narciarskich jest z kolei epidemia koronawirusa. Skoki czekają też na nowe gwiazdy. Trwa w końcu zapaść fińskich skoków, a wkład tej nacji w dyscyplinę jest niepodważalny. Brakuje kontynuacji we włoskich czy francuskich skokach. Nowi gracze próbują nieśmiało dołączać do elity, ale na razie stanowią przeważnie tło dla rywalizacji. Niebawem przed podobnym problemem stanąć może i polska kadra. Stoch, Kubacki, Żyła to skoczkowie, którym bliżej już do końca kariery. Poza Jakubem Wolnym nie widać na razie zawodników, którzy mogliby niebawem włączyć się do walki o czołowe lokaty.