Cztery lata temu pomógł naszym siatkarzom w zdobyciu mistrzostwa świata. Dziś opowiada nam, jak z załamanego i będącego pod presją zawodnika zrobić gracza, który wznosi się na kosmiczny poziom. Jakub Bączek – trener mentalny – opowiedział Pawłowi Pawłowskiemu o tym, jak na grę wpływają m.in. dyskusje pod siatką, radość na parkiecie, czy sesje z psychologiem przed startem w ważnym turnieju.

Paweł Pawłowski RMF FM: Która strefa jest trudniejsza, jeśli chodzi o przygotowanie do takiego turnieju - strefa fizyczna czy strefa mentalna?

Jakub Bączek: W okresie przygotowań ważniejsza jest strefa fizyczna. Tam siatkarze muszą przerobić nogami, klatkami piersiowymi, brzuchami wiele kilogramów, ciężarów i napięcia. Jednak w okresie startowym, kiedy już wychodzą na boisko, zdecydowanie ważniejsza jest strefa psychiczna. Wtedy trzeba udowodnić, że to co wytrenowaliśmy fizycznie, wykorzystamy w stu procentach.


Mało się o tym mówi, choć czasem z ust komentatorów padają takie słowa: "zablokował się", "to siedzi w jego głowie". Co siedzi w głowie siatkarza i czego trzeba, żeby się odblokował i zagrał na sto procent swoich możliwości?

Często siedzi presja, nie tylko zewnętrzna, ale też siatkarze oraz inni sportowcy mają taką tendencję, żeby samemu wywierać na siebie presję. I to jest dodatkowy czynnik, który może utrudnić zadanie. Moja rola często polega na tym, żeby tę presję, którą robimy sobie sami, przekuć na sportową złość i przerzucić to na przeciwnika.

To trudne? Każdy zawodnik przecież jest inny.

Jest to trudne i jest to bardzo indywidualne. Faktycznie - jeśli mówimy o introwertykach, którzy raczej są spokojni, to szukamy technik pracy z ciałem i oddechem. Jeśli pracujemy z ekstrawertykami, którzy lubią emocje wydalać na zewnątrz - tak jak czasami robi to Paweł Zatorski - to ja zachęcałem go, żeby ta energia szła w stronę przeciwników; żeby skakał, przybijał piątki, poklepywał, bo to też sprawia, że przeciwnik zaczyna się martwić, że nam dobrze idzie.

Rzeczywiście Paweł Zatorski tak się zachowywał. Był tym, który tę drużynę podnosił na duchu. Spójrzmy teraz na Michała Kubiaka. On lubi dyskutować z przeciwnikami przy siatce. To też jest ważne dla drużyny, czy może to jednak rozprasza?

To rozprasza, ale naszych przeciwników. W pewnym sensie i na pograniczu etyki sportowej jest to nam na rękę. Szczególnie z Marufem, który jest rozgrywającym drużyny Iranu. Jeśli jego się trochę podgrzeje, to potem jego rozegrania stają się bardzo przewidywalne. Wiemy, że w adrenalinie ma tendencję do wystawiania na prawe skrzydło. Jeśli go trochę podgrzejemy, to pewnie trzeba będzie ustawiać blok z prawej strony.

Jak w ogóle rozmawiać z siatkarzami? Czy w trakcie trwania turnieju, który męczy fizycznie i psychicznie, a na siatkarzy wywierana jest presja, zabiera się ich na jakieś  indywidualne spotkania, czy jest to może praca w grupie?

W 2014 roku, kiedy byłem członkiem sztabu szkoleniowego Stephane’a Antigi, umawialiśmy się głównie na sesje "jeden na jeden". Było na to więcej czasu, bo przygotowania były w Polsce i mogliśmy bardziej wpływać na logistykę całego turnieju. Na tych spotkaniach - ja tu tajemnic nie zdradzę - ale rozmawiamy o emocjach, o stresie, o pewności siebie; nawet o tym, że można się lękać przeciwnika. Natomiast jeśli jest trochę mniej czasu, to zajęcia odbywają się w formie warsztatowej. Jeden prowadzący do wielu siatkarzy.

I naprawdę można dzięki temu zmienić zawodnika? Trochę odpowiem sobie sam, że chyba można, co pokazuje przykład Bartka Kurka. Zawodnik wcześniej skreślany przez wielu. Ja sam na początku turnieju w niego nie wierzyłem. A teraz przeczytałem piękne porównanie, że Kurek zamienił się w potwora, który zjadał przeciwników.

Ja nawet słyszałem takie stwierdzenie, że musi teraz przylecieć statek kosmiczny i odebrać Bartka stamtąd, skąd pochodzi, co grał jak kosmita. To jest piękna historia, bo to historia człowieka skreślonego przez wielu ludzi, który dotarł do tytułu MVP mistrzostw świata 2018. To w dużej mierze zasługa jego wielkiej odporności psychicznej.

Czy praca z Kurkiem jest trudna? Ja sam zapamiętałem rozmowę z nim po którymś meczu z Bułgarią w Krakowie. Polacy wtedy przegrali, a ja zadałem niewygodne pytanie Bartkowi, który od razu w pewien sposób odparł atak również atakiem. Czy takiej osobowości trzeba poświęcić dużo czasu?

Tak, dużo. Te osoby, które są szczególnie krytykowane, często uzbrajają się w pancerz emocjonalny i być może tym było spowodowane to, o czym mówisz. Jeśli siatkarz boi się zranienia, krytyki czy hejtu, to też się odgradzam tak, żeby mieć sympatyczne relacje. Wtedy praca z takim zawodnikiem trwa dłużej.

Czy krytyka - zwłaszcza ta dziennikarska i nie zawsze uzasadniona - ona rzeczywiście tak bardzo uderza w zawodnika? Jedni przecież w ogóle na to nie reagują. Inni - tak jak Weronika Nowakowska, którą spotkał duży hejt po igrzyskach - załamują się.

To zależy od osobowości. Są takie osoby, na które działa tzw. motywacja negatywna. Jeśli ich skrytykujemy, czy nawet obrazimy, to oni chcą udowodnić, że się mylimy. I oni wtedy grają lepiej. Jednak w tym - powiedziałbym - pokoleniu "Y", u tych trochę młodszych zawodników ta wrażliwość na krytykę jest większa. To może naprawdę podcinać skrzydła.

Niektórzy trenerzy stosują chyba bardzo mocną motywację pozytywną. Chwalą za błędy, typu atak w siatkę, bo dostrzegają w nich odwagę podejmowania decyzji. To dobra droga, czy jednak lepiej krytykować zawodników za błędy? Zapewne tę drugą opcję wybierał Vital Heynen.

Te błędy u Vitala, by nie przeszły. Vital jest perfekcjonistą. Wszelkiego rodzaju błędy w jego sztabie są mocno i ekspresyjnie podkreślane. Aczkolwiek pamiętam, że Andrea Anastasi jest takim człowiekiem, który do tych błędów czasem nawet zachęcał, bo mówił, że droga do sukcesu wiedzie przez porażki. Jeśli będziemy ponosić porażki, to będziemy mieli materiał do pracy nad sobą. 

(j.)