Czwarty raz z rzędu Polacy zostali pokonani przez Słoweńców w mistrzostwach Europy. Podobnie jak w 2019 roku, drużyna Alberto Giulianiego zablokowała biało-czerwonym wejście do finału i wygrała z mistrzami świata 3:1 (17:25, 32:30, 25:16, 37:35). Do historii przejdzie końcówka czwartego seta, kiedy to Słoweńcy dwukrotnie cieszyli się ze zwycięstwa w meczu, ale sędziowie zmieniali decyzje po obejrzeniu powtórek z akcji. Polacy w niedzielę zagrają o brązowy medal ME. Ich rywalem będą Serbowie.
Już w pierwszych akcjach spotkania Słoweńcy pokazali, że nie bez powody ceni się ich umiejętności techniczne. Goście umiejętnie obijali ręce naszych blokujących i utrudniali Polakom grę mocnymi serwisami. Biało-czerwoni nie pozostawali jednak dłużni. Przez blok rywali przebijali się Bartosz Kurek i Michał Kubiak, a dzięki serwisom Jakuba Kochanowskiego gospodarze zbudowali przewagę (11:7). Po serii serwisów środkowego Polacy obronili kilka ważnych piłek, a na dodatek wykorzystywali większość szans w kontrataku. Wyczyn Kochanowskiego powtórzył Wilfredo Leon, który w stronę Słoweńców też posłał kilka zagrywek nie do przyjęcia. W końcówce Polacy mieli już siedem punktów przewagi. Korzystny wynik udało im się utrzymać do końca seta (25:17).
Drugą odsłonę mistrzowie świata rozpoczęli od problemów w przyjęciu. Kilka niedokładnych zagrań sprawiło, że to Słoweńcy zbudowali trzypunktową przewagę (6:3). Polacy systematycznie odrabiali straty, by w końcu po długiej akcji zakończonej kiwką Kubiaka wyjść na prowadzenie (13:12). Radość była krótka, bo wystarczyła chwila, by goście za sprawą uderzeń Tine Urnauta i serwisów Gregora Ropreta znów "odskoczyli" od Polaków. Przed końcówką seta w polskim zespole wróciła mocna zagrywka - Kurek doprowadził do wyrównania i gra o zwycięstwo w drugim secie toczyła się na przewagi. Zarówno Słoweńcy, jak i Polacy mieli piłki meczowe, ale przez długi czas żadna z drużyn nie potrafiła postawić kropki nad i. Przy stanie 30:30 wydawało się, że Klemen Cebulj zaserwował w aut, ale wideoweryfikacja pokazała, że piłka zmieściła się w boisku. W kolejnej akcji atak Kurka został podpity i Stern zakończył seta.
Goście kontynuowali dobrą grę w trzeciej partii. Świetnie w ataku spisywał się Cebulj, mocno zagrywał Stern i Pajenk. Serwisy Słoweńców sprawiały mistrzom świata ogromne problemy: albo nie przyjmowali ich wcale, albo piłka była zagrana na tyle niedokładnie, że nie kończyli ataków (14:7). W końcu Michała Kubiaka zmienił Kamil Semeniuk, później na boisku pojawili się Grzegorz Łomacz i Łukasz Kaczmarek. Roszady nie wpłynęły jednak na zmianę sytuacji na boisku. Słoweńcy dominowali w każdym elemencie i nie dali sobie odebrać prowadzenia do końca odsłony (25:16).
Czwartego seta otworzyły zepsute zagrywki zawodników obu drużyn. Gdy zawodnicy w końcu zaczęli trafiać w boisko, wydawało się, że Słoweńcy znów łatwo zbudują przewagę. Tym razem Polacy postawili rywalom trudniejsze warunki gry. Gospodarze podbijali uderzenia rywali, a znaczącą rolę w ataku zaczął odgrywać Michał Kubiak. Mocno zdeprymowany sytuacja na boisku kapitan zakończył trzy akcje z rzędu udanymi atakami (8:6). Szarża przyjmującego natchnęła cały zespół do lepszej gry. W końcu Polacy znów punktowali ze środka, skuteczniejszy był nasz blok. Goście wciąż jednak byli groźni: świetnie grali w defensywie i na zagrywce. Końcówka, podobnie jak w drugim secie, miała dramatyczny przebieg. Przy stanie 28:29 Michał Kubiak został zablokowany i wydawało się, ze jest po meczu, ale Polacy poprosili o wideoweryfikację. Sędziowie sprawdzali akcję kilka minut, ale w końcu orzekli, że Słoweńcy przy bloku dotknęli siatki. Chwilę później znów rywale wybiegli na boisko myśląc, że Fabian Drzyzga dotknął piłki w bloku i wygrali mecz, ale ponownie Polacy poprosili o wideoweryfikację. Po kilku minutach okazało się, że piłka po ataku poleciała prosto w aut. Biało-czerwoni nie potrafili jednak wykorzystać szans, które dostawali. W końcu Stern zaatakował po skosie w boisko i zakończy ten nieprawdopodobny mecz (37:35).