Trzecie zwycięstwo w tegorocznych rozgrywkach Ligi Narodów odnieśli polscy siatkarze: w chińskim Ningbo pokonali Bułgarów 3:1 (22:25, 25:19, 27:25, 25:20). W niedzielę natomiast mistrzów świata czeka pojedynek z gospodarzami turnieju.
Chiński turniej jest drugim w tegorocznym kalendarzu Ligi Narodów. Na inaugurację imprezy drużyna Vitala Heynena przegrała z Francją 1:3 i po tej porażce selekcjoner zdecydował się na przeprowadzenie kilku zmian w składzie. W efekcie przed dzisiejszym pojedynkiem z Bułgarami na ławce rezerwowych usiedli m.in. Marcin Komenda, Norbert Huber i Tomasz Fornal, zaś do wyjściowej "szóstki" wrócili Maciej Muzaj, Mateusz Bieniek czy Bartosz Kwolek.
Biało-czerwoni przystępowali do meczu z dwoma zwycięstwami i dwiema porażkami w Lidze Narodów na koncie. Chcieli - jak zauważa Onet - "wrócić na zwycięską ścieżkę i mieli ku temu dobrą okazję - w meczu z Bułgarami byli faworytem".
Nie weszli wprawdzie dobrze w mecz, ale później - zaznacza portal - "to oni dyktowali warunki".
Spotkanie zaczęło się od dwóch zepsutych zagrywek Polaków, przy 1:0 i 2:1, później zaś nastąpiła cała seria pomyłek serwisowych z obu stron. Od stanu 12:11 podopieczni Vitala Heynena stracili cztery punkty z rzędu. Straty zaczęli odrabiać w końcówce seta - od 18:22 do 21:22 - ale Bułgarzy poprawili grę, a na koniec serwisem zaskoczył jeszcze Swietosław Gocew.
Kolejne partie należały już jednak do Polaków - choć ich szkoleniowiec wciąż miał do nich sporo pretensji za zbyt wiele prostych błędów, ale też przeciętną postawę w obronie.
Biało-czerwoni przestali psuć zagrywki, kiedy do piłki podszedł Bieniek i podwyższył rezultat z 11:10 na 13:10. Skutecznie zaczął grać Bartosz Bednorz, blokował Fabian Drzyzga, aż w końcu Polacy wyszli na prowadzenie 20:15. Później już kontrolowali wydarzenia, a seta zakończył Muzaj, który w całym meczu zdobył 14 punktów: więcej - 17 punktów - miał tylko Bednorz.
W trzecim secie biało-czerwoni gonili wynik i dopiero po zmianach w składzie udało im się doprowadzić do remisu po 19. Bułgarzy nie wykorzystali dwóch piłek setowych - i zgodnie ze sportowym powiedzeniem, niewykorzystane okazje się zemściły: blok Drzyzgi, udana zagrywka Bieńka i na koniec znów blok Kwolka i Piotra Nowakowskiego.
W ostatniej partii Polacy już dominowali, momentami prowadzili wysoko: nawet sześcioma (9:3) czy siedmioma (15:8) punktami. Bułgarzy - zaznacza Onet - "coraz częściej mylili się w polu serwisowym", zaś biało-czerwoni "grali na dużym luzie, pewnie zmierzając po zwycięstwo w całym meczu".
Jak relacjonuje dalej portal: Gracze (Silvano) Prandiego zdołali, co prawda, zbliżyć się na trzy punkty (15:12), ale ich nadzieje pogrzebał Walentin Bratojew, który w bardzo ważnym momencie pomylił się na prawym ataku, zaś kilkanaście sekund później dał się zatrzymać pojedynczym blokiem (w wykonaniu Bartosza Kwolka - przyp. RMF).
Ostatecznie nasi siatkarze wygrali tę partię do 20 - i wynik ten był odzwierciedleniem tego, co działo się na parkiecie.
W niedzielę podopieczni Vitala Heynena zmierzą się z Chińczykami: początek tego starcia o godzinie 13:00.