Liczba ofiar śmiertelnych potężnego trzęsienia ziemi, które w sobotę nawiedziło Chile, wzrosła do 214. Takie dane podał wieczorem sztab kryzysowy. Podkreślono jednak, że tragiczny bilans nie powinien się "dramatycznie" pogorszyć. Wciąż trwa akcja ratunkowa. Wiele osób zostało uwięzionych pod gruzami domów, ekipy ratownicze próbują dostać się do zasypanych.
Trzęsienie ziemi - największe, jakie mieliśmy od 30 lat - jest dla Chile ciężkim ciosem - mówił w telewizji chilijski prezydent elekt Sebastian Pinera, który już sformował swój rząd i 11 marca obejmie władzę po socjalistce Michelle Bachelet. Ustępująca prezydent ogłosiła "stan katastrofy" w trzech regionach kraju. Podkreśliła, że Chile nie zwróciło się o pomoc do innych krajów.
Międzynarodowy port lotniczy w stolicy kraju, Santiago, został po kataklizmie zamknięty na co najmniej 24 godziny. Powodem były uszkodzenia spowodowane przez wstrząsy. Ucierpiał zwłaszcza budynek terminala, ocalał natomiast pas startowy. Wszystkie loty z Santiago i do tego miasta odwołano.