"Na razie nic nie wskazuje na to, żeby nożownik, który zaatakował prezydenta Gdańska działał z kimś" - poinformował wiceminister spraw wewnętrznych i administracji. Paweł Szefernaker dodał jednak, że pewność w tej sprawie dadzą dopiero wyniki śledztwa.

Szczegóły wczorajszego ataku są wyjaśniane przez służby. Zachowanie tego człowieka po zatrzymaniu było irracjonalne. Można wnosić, że do tego zdarzenia doszło z powodu pobudek osobistych. Na razie ze względu na dobro śledztwa nic więcej nie można mówić - mówił Paweł Szefernaker.

Według niego policja zareagowała odpowiednio. Paweł Szefernaker podkreśla, że odpowiedzialność za bezpieczeństwo na imprezach tego typu bierze na siebie organizator. Policja jest dyspozycji organizatora w sytuacji, kiedy ochrona sobie nie radzi. Tak było wczoraj. Ochrona zawiadomiła policję, policja oczywiście weszła, zabezpieczyła miejsce, zatrzymała osobę, która dokonała tego czynu - mówi wiceminister.

Wiceminister poinformował, że wczoraj - z okazji finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy - na ulicach polskich miast było blisko trzy razy więcej policjantów.

Dodał, że jest za wcześnie, by przesądzać, czy organizacja imprez masowych wymaga zmian w prawie. Ale jak mówił - nie da się tego wykluczyć. To wyniki śledztwa mają wykazać m.in., czy firmy ochroniarskie radzą sobie z zadaniami i nie popadają w rutynę. Jeżeli dziś procedury są takie, że doprowadzają do takiej sytuacji, że firmy, które odpowiadają za organizację czy firmy, które odpowiadają za bezpieczeństwo w wielu sytuacjach popadają w rutynę - to odpowiedzialny ustawodawca powinien zrobić wszystko, żeby tego typu sytuacji więcej nie było - zauważa Szefernaker.

 Według wiceszefa MSWiA to organizator wczorajszej imprezy był zobowiązany zapewnić bezpieczeństwo. Jego zdaniem policja zadziałała wczoraj prawidłowo.

Prokuratorzy chcą dziś przesłuchać napastnika

Napastnik Stefan W. ma 27 lat. Jest mieszkańcem Gdańska. Był wcześniej karany, m.in. za napady na banki. Z więzienia wyszedł kilka tygodni temu. Spędził tam ponad pięć lat.

Podczas gdańskiego finału WOŚP o godz. 20, gdy odliczano czas do "Światełka do nieba" na scenę, na której był m.in. Adamowicz, wtargnął mężczyzna. Na nagraniu zdarzenia widać, jak przebiega przez scenę, podbiega do prezydenta Gdańska i uderza go. Później, chodząc po scenie, podnosi w górę ręce w geście zwycięstwa, ponownie podchodzi do Adamowicza i zabiera mikrofon.

Halo, halo. Nazywam się Stefan W., siedziałem niewinnie w więzieniu, Platforma Obywatelska mnie torturowała, dlatego właśnie zginął Adamowicz - krzyczał ze sceny, zanim obezwładnili go ochroniarze - wynika z filmów ze zdarzenia.

Świadkowie o później reakcji ochrony

Ten człowiek, który trzymał nóż, cały czas chodził po scenie - powiedziała pani Joanna, która była świadkiem ataku na prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Jej zdaniem ochroniarze zareagowali po dłuższej chwili. Nikt go tak naprawdę nie był w stanie obezwładnić. On chodził i się cieszył - mówiła pani Joanna w rozmowie z TVN 24 wyjaśniła, że wraz z córką uczestniczyła w "Światełku do nieba" WOŚP. Relacjonowała, że po tym, jak prezydent miasta skończył przemówienie, zaczynało się odliczanie.

Córka do mnie mówi po chwili: Mamo zobacz, ten pan ma nóż, ten ktoś trzyma nóż. Ja zwróciłam uwagę, że się ktoś tam po prostu przewrócił, ale nikt z nas nie był świadomy tego, że to był właśnie Paweł Adamowicz. Byłyśmy na tyle przerażone, że tak naprawdę zaraz się stamtąd zwinęłyśmy, odeszłyśmy od sceny - powiedziała kobieta.

W jej ocenie "jedyne, co było tak naprawdę bardzo widoczne to to, że ten człowiek, który trzymał nóż, cały czas chodził po scenie". Nikt go tak naprawdę nie był w stanie obezwładnić. On chodził i się cieszył z tego - podkreśliła.

Zapytana w rozmowie, czy powodem tego była nieobecność służb, czy szok, odparła, że ta sprawa na pewno zszokowała wszystkich, którzy tam stali. Aczkolwiek policji nie było widać tam żadnej. Tam była firma, która była firmą ochroniarską zewnętrzną, obezwładnili go tak naprawdę młodzi chłopacy z tej firmy - powiedziała pani Joanna.

Kobieta zaznaczyła przy tym, że reakcja ochrony nastąpiła "po dłuższej chwili". On chodził po scenie i trzymał nóż w prawym bodajże ręku, jak dobrze pamiętam, i tylko wykrzyczał, że siedział pięć lat w więzieniu przez PO - dodała.

Pytana, czy napastnik zachowywał się agresywnie, odpowiedziała, że on się cieszył. On się cieszył, że to zrobił. To było widać. To nie był taki agresywny człowiek, który wbiega, coś robi i zaraz ucieka. On po prostu chlubił się tym, co zrobił - podkreśliła pani Joanna.

Małżeństwo stojące przed sceną w Gdańsku opisało dziennikarzom napaść na prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Według nich nikt na scenie ani bezpośrednio przed nią nie zdawał sobie sprawy w momencie ataku, co zaszło.

Napastnik trzymał nóż w jednym ręku i mikrofon, który wydarł prowadzącemu - mówiła dziennikarzom Bożena Koniecka, która z mężem stała w pierwszym rzędzie przed sceną, na której trwała gdańska impreza WOŚP. Myśmy myśleli, że to jakiś przerywnik, przed występem następnego zespołu. Mnie się wydawało, że ten człowiek śpiewa. Dopiero po jakimś czasie zobaczyliśmy nóż - powiedziała kobieta. On mówił, że to wina Platformy. Platforma posadziła go na 5 lat do więzienia - relacjonowała kobieta. Wtedy dopiero zorientowaliśmy się, że jest coś nie tak - mówiła dziennikarzom mieszkanka miasta. Jej zdaniem to było tak nagłe zdarzenia, że mało kto - nawet na scenie - zorientował się co się dzieje i co się stało.

Myśmy byli przekonani, że reanimacja dotyczy tego zbrodniarza, że może się prądem poraził, bo tyle tam było przewodów - powiedziała.

Kobieta stwierdziła, że napastnik po przemówieniu prezydenta "kręcił się po scenie - widziałam go dwa razy" - stwierdziła kobieta. Jej mąż Jerzy Koniecki dodał, że zauważył, iż po ataku prezydent Gdańska przysiadł, a mężczyzna wrócił na scenę.

Zdaniem kobiety "reakcja ochroniarska była trochę późna". Dodała, że nóż został odrzucony w kierunku barierek i widowni. To był czarny sztylet, długi na 30 cm - dodała.

Stan prezydenta bardzo ciężki

Paweł Adamowicz był operowany przez pięć godzin. W trakcie operacji w Uniwersyteckie Centrum Klinicznym we Wrzeszczu przetoczono mu 41 jednostek krwi.

Proszę państwa, pacjent żyje, chociaż jego stan jest bardzo, bardzo ciężki - poinformował w nocy doktor Tomasz Stefaniak, dyrektor ds. lecznictwa Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku. O wszystkim zdecydują najbliższe godziny - zaznaczył chirurg.

Urazy były bardzo ciężkie, poważna rana serca, rana przepony, rany narządów wewnątrz jamy brzusznej - powiedział lekarz. Bardzo prosimy, żebyście państwo wspierali pacjenta i żebyście modlili się za niego - dodał.

Opracowanie: