Tam, gdzie przebiegała główna ulica miasteczka, leżą tony piachu, drewna, śmieci i gruzów naniesione przez wodę. O tym, co działo się tam w sobotę i niedzielę przypomina m.in. wrak wozu strażackiego, porwanego przez nurt. To apokaliptyczny obraz ze Stronia Śląskiego. Nie ma tam prądu, gazu ani wody pitnej. Po przejściu fali powodziowej poszukiwanych jest co najmniej kilkanaście osób. Do miasteczka zaczęła docierać pomoc, bo udało się udrożnić drogę wojewódzką między Stroniem Śląskim a Lądkiem-Zdrojem.

W Stroniu pojawili się strażacy, którzy specjalizują się między innymi w poszukiwaniach pod gruzami

Penetrują ten teren. Trzeba sobie zdawać sprawę, że ten żywioł był na tyle intensywny, że jeżeli porwał potencjalnie jakąś osobę, to jej tak na dobrą sprawę tutaj nie znajdziemy. Trzeba się spodziewać, że ta osoba jest pewnie już nie na terenie naszej gminy - tłumaczy sekretarz gminy Stronie Śląskie Tomasz Olszewski. 

Zawalonych budynków w miasteczku jest co najmniej kilkanaście. Strażacy cegła po cegle muszą je teraz przeczesać. 

Ciała mogą znajdować się też pod nawet ponadmetrową warstwą rzecznego mułu niesionego na posesje, chodniki i do wielu pomieszczeń. 

Mieszkańcy: Życie jest tragiczne. Poszedł cały dobytek

Mieszkańcy muszą odnaleźć się w nowej rzeczywistości: po ciepły posiłek i wodę chodzą przez zapadnięty częściowo most. To jedyna droga, by przedostać się na drugą stronę miasteczka. 

Drogi i chodniki to w wielu miejscach wciąż rwące potoki, niosące miejscami gruz czy gałęzie - informuje reporter RMF FM Mateusz Chłystun.

Ci, którzy przeżyli falę powodziową, spędzili ten czas u bliskich albo znajomych w wyżej położonej części stronie. 

Życie jest tragiczne. Wodę do ubikacji bierzemy z ulicy. Sklepy zamknięte... - mówi naszemu dziennikarzowi jeden z mieszkańców. Muszę ewakuować się do bezpiecznego miejsca, ponieważ zalało nam mieszkanie - dodaje inny.  

O strasznych stratach spowodowanych przez żywioł opowiada nam kolejny rozmówca, pan Paweł. Blok, w którym mieszkał, prawdopodobnie trzeba będzie wyburzyć

Jak coś było w kuchni, to znalazło się w pokoju... Pralka wyjechała na zewnątrz, taka była siła żywiołu. Wszystko powyrywane, drzwi w środku zdemolowane - opowiada mężczyzna, dodając, że tuż przed powodzią jego mieszkanie przeszło remont. Gdy przyszła fala, odpływały samochody, zakład fryzjerski, warzywniak... - relacjonuje pan Paweł i przyznaje, że ma nadzieję, iż uda mu się jednak wrócić do domu. W przeciwnym razie nie wiem, gdzie się wszyscy podziejemy - dodaje. 

Strażacy pilnują stabilności bloków

Stabilności bloków, których woda podmyła fundamenty, pilnują teraz strażacy.

Na hałdzie mułu i gruzu jeden z mieszkańców patrzy na to, co zostało z jego domu. 40 lat tu mieszkałem i nic nie ma. Przez 4-metrowy garaż szła woda, ta fala uderzeniowa. Tama pękła. Ściana w garażu rozerwana, meble... Wszystko, cały dobytek. Ja jestem tak ubrany, jak wtedy byłem - w to, co mi zostało - opowiada reporterowi RMF FM.

Niedaleko jego domu stał komisariat policji. Nie ma jednak po nim śladu. Woda porwała budynek, podobnie jak części domu handlowego. Woda wypłukała z niego sklepowe witryny czy nawet spożywczą wagę. 

Ja podszedłem tu i pytam, gdzie jest sklep zoologiczny. Nie wiedziałem, w którym miejscu jestem. Tu zburzone, tam rozwalone, przejścia nie ma, dróg nie ma - mówi pan Ryszard. 

Niestabilny jest dom innej rozmówczyni naszego dziennikarza, pani Joanny mieszkającej z mężem i dwójką dzieci. Mimo ryzyka, próbowali ratować cokolwiek. 

Tam, gdzie woda nie weszła, czyli do górnych partii, wynosiliśmy to, co nam się udało. Jakiś sprzęt, trochę rzeczy dla dzieci, trochę pamiątek. Dzięki Bogu mamy teściów, którzy mieszkają wyżej przy Czarnej Górze, więc jesteśmy bezpieczni. Ale całe miasto jest zrównane z ziemią - rozpacza kobieta. 

Opracowanie: