"Wody jest pełno. Nikt się tym nie interesuje", "Nie ma służb. Nie ma nikogo", "Ładnie to wygląda tylko w telewizji" - usłyszała przed południem reporterka RMF FM Agnieszka Wyderka od mieszkańców Zamłynia w Nysie na Opolszczyźnie. Powodzianie z rozpaczą czekają na pomoc, która znikąd nie nadciąga. Wieczorem pomoc do nich dotarła. Na miejsce przyjechali strażacy. Zaczęło się odpompowywanie.
Zalane, unieruchomione samochody, całe podwórka pod wodą. Aby dostać się do domu, trzeba przejść w wodzie po pas - to widok z Nysy na Opolszczyźnie.
Mieszkańcy ewakuowali się, kiedy zostali do tego wezwani przez władze, a teraz nie mogą dostać się do domów. Nie myślą jeszcze o powrocie, ale chcieliby zacząć sprzątać domostwa. Niestety, nie mieli jak pozbyć się wody z mieszkań, piwnic i posesji.
Z mieszkańcami Zamłynia w Nysie na Opolszczyźnie rozmawiała reporterka RMF FM Agnieszka Wyderka. Co usłyszała?
Tragedia. Powtórzyła się sytuacja z 1997 roku. Tylko wtedy mieliśmy suche podwórko, wody było po kostki. A teraz mamy 1,5 metra wody - mówił jeden z mieszkańców Nysy. Szkoda gadać. Serce się kroi - dodaje kolejny.
Jedna z mieszkanek Nysy mówiła, że kolejne godziny czekała na pomoc. Ta jednak nie nadchodziła. Pomocy nie ma. Ładnie to to wygląda tylko w telewizji - komentuje.
Kolejny powodzianin również podkreślał brak wsparcia: Sami sobie radzimy. Nie ma służb. Nie ma nikogo. Płakać się chce. Mam szkody na 200 tys. zł.
Sytuacja jest trudna. Nie jest ciekawie. Załamana jestem tym wszystkim. Nie wiem, co robić - podsumowywała mieszkanka Nysy.
Aktywistka z Nysy apelował: Ludzie nie mogą dostać się do posesji. Woda jest po pas. Z domem też coś trzeba robić. Nikt się tym nie interesuje. Wody jest pełno. Między ul. 3 maja, a ul. Wiosenną wszystko pływa.
Dziś gigantyczne worki z piaskiem były zrzucane przez helikoptery po drugiej stronie rzeki Nysy Kłodzkiej. Części wałów od strony rzeki brakuje.
Jak informuje reporterka RMF FM Agnieszka Wyderka, Nysa Kłodzka tuż za zaporą jest spieniona, wzburzona i nie widać, żeby traciła na sile. Jednak jak zapewniają władze powiatu miasto Nysa ma już najgorsze za sobą, bo wały udało się obronić.
Teraz sytuacja w Nysie jest stabilna. Przy wale pracuje około 200 ratowników, strażaków i żołnierzy. W tej akcji nie biorą już udziału mieszkańcy, bo warunki są bardzo trudne i jest niebezpiecznie.