Nielegalne nagrania na nic się zdadzą, choćby dotyczyły najcięższych przestępstw – pisze w dzisiejszym wydaniu dziennik „Rzeczpospolita”. Sąd nie będzie mógł od 1 lipca stosować w procesie karnym dowodu zdobytego z naruszeniem prawa, np. dokumentu wykradzionego ze skrzynki pocztowej czy nagrania z podsłuchu.
To nowość w Polsce, ale nie np. w USA, gdzie zakazane są wszelkie "zatrute dowody". Nowy przepis nie tylko utrudni ściganie przestępców, ale też odbierze wartość ostatnio ujawnionym nagraniom rozmów polityków w restauracji Sowa & Przyjaciele. Są one np. podstawą śledztwa w sprawie Mennicy, a więc wątku zakusów władzy na wpływanie na prezesa tej spółki, o czym mówił były minister Bartłomiej Sienkiewicz w rozmowie z prezesem NBP. By nagrania te nie straciły wartości, prokuratura musiałaby wnieść akt oskarżenia przed 1 lipca br. Raczej nie ma na to szans.
Po 1 lipca nie będzie więc można ujawniać w procesie karnym np. wykradzionych dokumentów i w ten sposób bronić się przed oskarżeniem.
Wielu prawników nie zostawia na nowym przepisie suchej nitki.
Jeżeli funkcjonariusz czy osoba prywatna narusza prawo, np. włamując się do mieszkania, i zdobywa dokument, który może być dowodem, to powinna zostać ukarana, ale dowód należałoby wykorzystać jak każdy inny - wskazuje w rozmowie z "Rzeczpospolitą" prof. Romuald Kmiecik z Katedry Kryminalistyki i Prawa Dowodowego UMCS.
Dodaje, że np. w przypadku dowodów z nagrania rozmowy czy z dokumentu nie ma znaczenia, kto i jak je uzyskał. Nie wpływa to na ich wartość.
W sprawach innych niż karne, np. rozwodowych, "zatrute dowody" zapewne wciąż będą używane. Więcej na ten temat przeczytacie w dzisiejszej "Rzeczpospolitej".