Kiedy rozmawialiśmy przed dwoma miesiącami wtedy pan mnie i słuchaczy RMF-u zapewnił: "o niczym nie wiedziałem, o wszystkim dowiedziałem się z "Wprost"". W którymś momencie pan nie mówił prawdy.
Tak, bo uważałem, że to jest informacja tajna i prokuratura razem ze służbami sami ją wyjaśnią i sprawdzą to, bo ta informacja na pewno jest w aktach i można to sobie sprawdzić. Nie wierzę w to, żeby te informacje nagle zniknęły z dokumentów CBA.
Czyli mówiąc wprost, pan wtedy kłamał?
Ja tak nie uważam. Bałem się po prostu o to, że wiadomo - to są służby specjalne - bałem się o swoje zdrowie i życie.
Ale służby wiedziały o tym, że pan wie. Wobec czego mógł pan powiedzieć więcej, a w każdym razie nie musiał pan kłamać.
Dlatego dzieje się to, co się dzieje, że jestem nieustannie inwigilowany, bo we wszystkich moich spółkach są przeprowadzane kontrole, wysyłane są zapytania. Praktycznie uniemożliwia mi to jakąkolwiek działalność. I prokuratura odmawia wglądu do jakichkolwiek dokumentacji i uzyskania dowodów. Nie mam szansy się bronić jakoś w tej sprawie.
Ale czy można pana traktować jako człowieka wiarygodnego? Człowieka, który jest w tej sprawie podejrzany? Człowieka, który być może dostanie zarzuty i będzie oskarżony?
Uważam, że powinienem zostać natychmiast oczyszczony z tych zarzutów, dlatego że poinformowałem odpowiednie organy ścigania o popełnieniu przestępstwa i rok temu poinformowałem odpowiednie służby o tym, że są nagrywani politycy Platformy Obywatelskiej.
Może żeby uwiarygodnić to, co pan dzisiaj mówi, warto byłoby użyć przynajmniej jednego nazwiska funkcjonariusza, który o tym wiedział, do którego można by się zgłosić, albo spróbować z nim porozmawiać, żeby potwierdził to, co pan dzisiaj mówi.
Myślę, że ci funkcjonariusze to potwierdzą, a chciałbym to zrobić w prokuraturze, bo i tak będą musieli zostać zwolnieni z tajemnicy państwowej.
Co pan wtedy wiedział o tej operacji podsłuchowej? Czy pan wiedział, komu ona służy? Czemu ona służy, w jakim celu i po co się nagrywa polityków PO?
O to należy pytać służby specjalne, ja nie mam takiej wiedzy.
Wtedy pan też nie miał, to znaczy nie otrzymał pan jakiegoś klarownego obrazu tego, o co chodzi z tymi podsłuchami i dlaczego polityków się podsłuchuje?
Nie.
A dzisiaj się pan domyśla, po co ich podsłuchiwano?
Jestem w wielkim szoku, bo wygląda na to, że przekazałem te informacje rok temu, a stałem się przez to wrogiem i kozłem ofiarnym tej sytuacji. Starałem się pomóc, a zostałem ukarany. I to jest dla mnie dziś jeden wielki szok.
Mógł pan też o tym mówić publicznie, mógł pan też uprzedzać samych zainteresowanych, skoro ma pan takie dobre kontakty - a ma pan dobre kontakty: w służbach specjalnych, wśród biznesmenów. Mógł pan wtedy powiedzieć to tym, którzy byli tym zainteresowani i uprzedzić ich, że są nagrywani, bo większość tych nagrań, które ujrzały światło dzienne, doszło do nich po tym, jak przekazał pan służbom tę informację, jak pan twierdzi. Dlaczego pan wtedy tego nie zrobił?
Jak pan widzi, miałem te informację i jakoś nie użyłem ich w nielegalnym celu.
Ale mógł pan to zrobić w dobrym celu, mógł pan uprzedzić, mógł pan powiedzieć głośno, zwołać konferencję prasową i powiedzieć, że wie pan o takim procederze.
I tak jak teraz znowu było by to odebrane, że podaję jakieś nieprawdziwe informacje. Widać to, co się teraz stało i co komunikują poszczególni politycy PO, a wystarczy tak naprawdę wszcząć kontrolę w służbach i sprawdzić informację o kontaktach ze mną i to zostanie natychmiast ujawnione.
Zapytam wprost - może to pan zlecał te podsłuchy?
Nie ma takiej opcji, ponieważ prokuratura już wie, że okres nagrywania tych rozmów jest od około 5 lat, jeszcze z restauracji, która nazywała się "Lemongrass".
To pan mógł też 5 lat temu zacząć zlecać takie nagrania.
Łukasz N. zeznał podobno, i to podobno jest w aktach, że ja to miałem zlecać od roku.
A może wtedy, kiedy się pan w takim razie dowiedział o tym, że istnieje proceder podsłuchiwania, wtedy pan zaczął wykorzystywać informacje z tych podsłuchów?
Moim zdaniem, jak się dowiedziałem o tym, to ten proceder został przerwany i wtedy coś tam już zaczęło pękać.
Przerwany nie został, bo te nagrania są sprzed kilku miesięcy niektóre - niektóre są sprzed roku, a niektóre sprzed kilku miesięcy, czyli proceder trwał po tym - jak pan twierdzi - uprzedził już służby. A pan słyszał te nagrania, zanim one pojawiły się już publicznie?
Nie, nie słyszałem.
Miał pan z nimi jakikolwiek kontakt?
Nie.
Żadnego?
Żadnego.
I żadnej informacji, pochodzącej z tych nagrań, z tych podsłuchów, pan też nie otrzymał?
Wiedzieliśmy, że dotyczy czołowych postaci Platformy Obywatelskiej i mniej więcej jakich polityków, ale nie wiedzieliśmy dokładnie, o co chodzi.
A znał pan jakieś nazwiska podsłuchanych wtedy?
Wiedzieliśmy, że dotyczy to na pewno ministra Nowaka, pana Sienkiewicza, Baniaka. Tych, co są dzisiaj wymieniani.
Pan kiedykolwiek współpracował ze służbami specjalnymi? Był pan ich współpracownikiem?
Nie, nigdy. Jedyne kontakty, to były te, które dotyczyły pytań w stosunku do moich spółek.
Czyli to były takie kontakty obywatelskie, można powiedzieć?
Dokładnie.
I żadnej zgody na tajną współpracę nie podpisywał pan ze służbami?
Nigdy i to chyba był błąd, bo dzisiaj to byłby chyba kluczowy dowód w tej sprawie, że taką informację przekazałem, a teraz tak naprawdę może się zdarzyć, że te dowody zostaną usunięte. Chociaż wierzę w uczciwość funkcjonariuszy z Wrocławia.
Wierzy pan, że potwierdzą oni pańską wersję?
Tak.
A może oni pokazywali panu, że mają jakieś dowody na to, że przekazywał pan im te informacje?
Na pewno istnieją raporty, które doszły do centrali.
Ale pokazywali panu te raporty?
Nie pokazywali, ale mówili o tym.
Że takie raporty złożyli.
Tak.
Mówi pan, że centrala to zlekceważyła. Wie pan, kto w centrali zlekceważył, do kogo w centrali ta informacja dotarła?
Tego nie wiem.
Oni nie przekazywali panu tej informacji?
Ja mam informację, że te informacje szły do centrali.
A pan wiedział o tym, że ktoś wykorzystując te podsłuchy, płaci kelnerom, czy płaci menadżerom tej restauracji za to, że ich dokonują?
Nie, ale dzisiaj wyszło, że Łukasz N. był tajnym współpracownikiem - czy jest - CBŚ-u. I jest też dzisiaj pod pełną ich opieką, także ta cała układanka ładnie się złożyła.
Ale pan wie, że to prawda, czy pan tylko słyszał o tym?
Słyszałem o tym.
Bo to też nie musi być prawda.
Ale to też było w tym artykule pana Gmyza o tym, że tak jest, a on dość dobrze to ustalił.
To na koniec chciałem zapytać, kim pan właściwie jest w tej historii?
Poszkodowanym przedsiębiorcą. Ja w całej sytuacji straciłem bardzo dużo pieniędzy. I też chciałbym się odnieść do słów dzisiejszego (środowego - red.) wystąpienia pana premiera, bo wystąpił z bardzo cenną inicjatywą, przekazania polskim rodzinom emeryckim i dzieciom 36 złotych i jakiś następnych pieniędzy - a my chcieliśmy, żeby 12 mln Polaków zaoszczędziło około 600 złotych rocznie, oferując im tańszy węgiel. I nie pochodziłyby te pieniądze z budżetu Skarbu Państwa, tylko wygospodarowane by to było przez wolny rynek. Wystarczyło pozwolić nam działać, a nie jednym ruchem zabijać nasze przedsięwzięcie pt. "Składy węgla".
Ale jak na biednego i uciśnionego przedsiębiorcę, to pan za bardzo był w całej tej sprawie od początku. Skoro pan tak dużo wiedział, skoro pan tak dużo rozmawiał na ten temat z oficerami służb. Przypadek?
Ale z oficerami służb wymienialiśmy poglądy na różne tematy i akurat może stałem się niewygodnym człowiekiem, którego należało usunąć i byłem idealnym kandydatem na tego kozła ofiarnego.
I to, że to pana w tej sprawie zatrzymano, i że to pan w tej sprawie pewnie otrzyma zarzuty - uważa pan, że to cały czas ciąg tego spisku i czynienia z Marka Falenty kozła ofiarnego?
Ale dzisiaj to, co czytamy w prasie, bo nie mamy wglądu do dokumentów prokuratury, ani do żadnych dowodów, prokuratura ustaliła już głównego sprawcę nagrań, czyli Łukasza N., który zresztą się do tego przyznał. Wiadomo, że tygodnik "Wprost" ujawnił te nagrania i wiadomo, że te nagrania od około 5 lat są nagrywane. To w takim razie jaka jest w tym moja rola? Zwłaszcza, że poinformowałem służby specjalne o tej procederze rok temu.
Tak, ale jakoś się pan o tym dowiedział. Nie wszyscy o tym wiedzieli.
Te informacje mają służby specjalne i jeżeli dostanę wezwanie do prokuratury, to złożę dokładne zeznania o miejscach spotkania, o tym, z kim się spotykałem ze służb specjalnych i dokładnie o tym, o czym rozmawialiśmy. I mam nadzieję, że prokuratura to bardzo szybko ustali i oczyści mnie ze wszystkich stawianych mi zarzutów.
A umie pan powiedzieć dokładnie, którego dnia i w którym miejscu się pan spotykał z oficerami, przekazując im informacje o podsłuchach?
Nie, ale jest to pewnie do ustalenia, bo te kalendarze jesteśmy w stanie odtworzyć.
A pamięta pan chociaż, w którym to było miejscu? Było to w delegaturze CBA i ABW?
Spotykaliśmy się i w moim biurze i ostatnie kontakty były głównie w Warszawie. Przyjeżdżali panowie do mnie do biura, spotykaliśmy się też w restauracji na Placu Konstytucji. Tam pan Gmyz zeznał, że była pierogarnia. Były to różne miejsca, takie, gdzie mogliśmy spokojnie porozmawiać.
I tam, podczas któregoś ze spotkań, ale nie pamięta pan, podczas którego - czy to było w pańskim biurze, czy Warszawie na Placu Konstytucji - w którym momencie i w którym miejscu dokładnie pan przekazał im te informacje.
Pamiętam, że rozmawialiśmy w moim biurze o tym i też w tej pierogarni na Placu Konstytucji.
I tam pan przekazał tę informację?
Dokładnie.
Żałuje pan dzisiaj, że przekazał te informację?
Żałuję, bo widzę, co się stało z moim życiem. Praktycznie nie mogę prowadzić żadnej działalności, jestem inwigilowany, moi pracownicy są zastraszani. CBŚ mówi im, że pójdą do więzienia, żeby tylko dali jakieś dowody, UKS-y (Urzędy Kontroli Skarbowych - red.) wszczynają postępowania, KNF (Komisja Nadzoru Finansowego - red.) wszystkim moim spółkom zadaje pytania i praktycznie uniemożliwia to jakiekolwiek życie i cały czas muszę też cały czas myśleć, jak obronić swoje dobre imię. Zwłaszcza, że poinformowałem służby specjalne o tym procederze.
W czerwcu pan zataił część informacji, albo mówiąc wprost - nie powiedział prawdy na temat tego, co pan wiedział o tej sprawie. Ma pan jeszcze taką wiedzę, którą pan ukrywa i którą pan dzisiaj zataja i którą pan z czasem będzie chciał odsłonić?
Uważałem, że jak przekazałem ją oficerowi prowadzącemu akcję mojego zatrzymania, to to jest wystarczające do wyjaśnienia przez prokuraturę tego wątku i oczekiwałem, że to zostanie natychmiast wyjaśnione.
Ale czy dzisiaj ma pan też taką wiedzę, którą dzisiaj się pan ze mną nie dzieli, albo pan mówi o jakiejś sprawie nie do końca zgodnie z prawdą, bo pan coś ukrywa, bo uważa, że póki co, powinno to być jeszcze zatajone.
Cała moja wiedza została przekazana do służb specjalnych i oczekuję, że zostanie natychmiast wyjaśniona.
Czyli są jeszcze takie rzeczy, o których pan dziś głośno nie mówi?
Nie wiem, o jakie rzeczy pan pyta.
Na przykład, że pan wiedział coś więcej o tych podsłuchach i mówił o tym służbie, albo że pan coś wiedział więcej o całej operacji podsłuchiwania, kto za nią stoi, po co ona i komu służy?
Całą moją wiedzę przekażę prokuraturze, bo już mam dość oczekiwania, że ta sprawa zostanie w jakiś uczciwy sposób wyjaśniona, zwłaszcza, że mam informację o tym, że te dowody są usuwane ze służb specjalnych i pracownicy, którzy się ze mną kontaktowali zostają zwalniani.
Czyli pan powie prokuraturze jeszcze więcej? Bo pan ma jakieś informacje w zanadrzu.
Powiem wszystko, co wiem. Myślę, że prokuratura to uwzględni.
A dużo więcej pan wie jeszcze?
Tak jak powiedziałem - wszystko wiedzą służby na pewno od ponad roku, także dla nich to nie jest żadna tajemnica.