Już tej nocy dowiemy się, do kogo trafią statuetki Oscarów. W oczekiwaniu na wielką galę w Hollywood polecamy tekst naszych dziennikarzy, którzy piszą o swoich faworytach w poszczególnych kategoriach.

Dziennikarka RMF FM Malwina Zaborowska o swoich oscarowych faworytach

Najlepszy film

Pewnie wygra "1917" lub "Joker", ale najbardziej trzymam kciuki za południowokoreański film "Parasite" w reż. Bong Joon-ho. To wspaniałe kino, które ani przez chwilę nie nudzi, zaskakuje widza zwrotami akcji i złożoną formą ("Parasite" to thriller, komedia, satyra i dramat społeczny w jednym), ale na szczęście na popisie wizualnym i wielogatunkowym twórcy się nie zatrzymują. To film, który ma w mojej opinii najbardziej uniwersalny przekaz. Porusza problem szerzącego się, choć umiejętnie pudrowanego problemu nierówności społecznych i trafnie diagnozuje przyczyny napięć międzyludzkich.

Najlepsza aktorka drugoplanowa

Zdecydowanie Scarlett Johannson za rolę w filmie "Jojo Rabbit". Chyba nie ma innego filmu, w którym pokazała aż tak szeroki wachlarz umiejętności aktorskich. I wspaniale mówi po angielsku z niemieckim akcentem :)

Najlepsza muzyka

W tym roku mam rozdarte serce, jeśli chodzi o kategorią oscarową, która najbardziej mnie interesuje. Nie wiem, czy Oscar bardziej należy się islandzkiej kompozytorce Hildur Gudnadottir (za posępną ścieżkę dźwiękową do "Jokera") czy Thomasowi Newmanowi (za monumentalny soundtrack do "1917").


Najlepsze zdjęcia

Moim zdaniem mamy tu pewniaka: Oscar powinien powędrować do Rogera Deakinsa za "1917". To dzięki niemu ma się wrażenie, że film został nakręcony w jednym ujęciu, bez cięć montażowych.

Dziennikarz RMF FM Maciej Nycz o swoich oscarowych faworytach

Najlepszy pełnometrażowy dokument

"Amerykańską fabrykę" Stevena Bognara i Julii Reichert obejrzałem na ostatniej prostej przed galą i byłbym bardzo zadowolony, gdyby statuetka trafiła właśnie do tego filmu. Nie jest to kino tak urzekające wizualnie jak nominowana w tej kategorii "Kraina miodu", ale historia zmian zachodzących w przejętej przez Chińczyków fabryce w USA opowiedziana jest w taki sposób, że trafi do widzów niezależnie od szerokości geograficznej. Sporą część z nich może pobudzić do gorzkiej refleksji. 

Wiele osób - niekoniecznie tylko te pracujące fizycznie - zobaczy w przedstawionych na ekranie historiach sytuacje, które doskonale zna ze swojego życia zawodowego. Może niektórzy zdecydują się - podobnie jak bohaterowie tego dokumentu - odważnie walczyć o swoje prawa pracownicze i przeciwstawić się łamaniu standardów w imię efektywności i zysku. 

Najlepszy aktor drugoplanowy

Absolutnie wszyscy komentatorzy są przekonani, że statuetka w tej kategorii trafi do Brada Pitta. Nie miałbym jednak nic przeciwko, gdyby Akademia tym razem nas zaskoczyła i Oscar znalazł się w rękach Anthony'ego Hopkinsa. 

Legendarny aktor stanął przed bardzo trudnym zadaniem (moim zdaniem jeszcze trudniejszym niż partnerujący mu na ekranie Jonathan Pryce) i świetnie się z niego wywiązał. Jego Benedykt XVI z "Dwóch papieży" zagrany jest bez szarżowania, oszczędnie i delikatnie. Ma w sobie pewną tajemnicę. Dostrzegamy w nim samotnego, zagubionego, pełnego wątpliwości człowieka. Budzi sympatię, choć nie ma to nic wspólnego z sugerowanym przez niektórych recenzentów "ociepleniem wizerunku". 

Najlepsza aktorka

Od kilku lat kibicuję aktorce, która zagrała główną rolę w "Małych kobietkach" Grety Gerwig. Saoirse Ronan mimo młodego wieku ma oprócz niezaprzeczalnej ekranowej charyzmy umiejętność budowania postaci budzących sympatię i uśmiech, które nie są naiwne i jednowymiarowe. 

W roli Jo March Ronan pokazała pazur, energię, troskę o najbliższych i młodzieńczy entuzjazm, ale też wątpliwości i dylematy związane z wchodzeniem w dorosłość. Choć scenariusz bazuje na XIX-wiecznej powieści, nie mamy wrażenia, że obcujemy z postacią książkową, żyjącą w innym świecie niż nasz. Powiem więcej - po seansie doszedłem do wniosku, że chciałbym mieć taką siostrę jak grana przez Ronan Jo.  

Najlepszy scenariusz oryginalny

Czy można w ciekawy sposób opowiedzieć o rozwodzie, nie stając jednocześnie po stronie jednego z małżonków? Noah Baumbach udowadnia, że tak. Jego "Historia małżeńska" to kameralny film, który zrobił na mnie dużo większe wrażenie niż monumentalny "1917" Sama Mendesa. 

Reżyser od pierwszych minut (kapitalny moment, kiedy małżonkowie opisują nawzajem swoje zalety, a dopiero potem okazuje się, w jakich okolicznościach to robią) pokazuje nam, że ma niesztampowy pomysł na opowiedzenie tej historii. Baumbach kupił mnie jeszcze jednym - daje widzowi nadzieję. Pokazuje, że bolesny koniec małżeństwa to porażka obu stron, która nie musi być końcem świata i końcem relacji. 


Dziennikarz RMF FM Adam Zygiel o swoich oscarowych faworytach

Najlepszy film

"1917" Sama Mendesa to wyjątkowy obraz wojny opowiedziany za pomocą szczegółów. Zasieki przy okopach, szczury plądrujące wojskowe koszary, pozostawione domu, trupy krów i ludzi, których pożera zgnilizna. Sama historia nie byłaby jednak tak porywająca i wciągająca, gdyby nie decyzja reżysera, by wszystko nakręcić tak, by wyglądało, że nie ma cięć. Obraz ma szansę na główną statuetkę właśnie ze względów technicznych i z uwagi na wysiłek całego zespołu.

"1917" ma tak naprawdę tylko dwóch liczących się konkurentów w tej kategorii. Jednym jest "Parasite", który moim zdaniem powinien zwyciężyć, gdyż jest to jeden z najlepszych filmów ostatniej dekady, aczkolwiek dla członków Akademii przeszkodą może być fakt, że jest to dzieło koreańskie. Drugim rywalem "1917" jest tarantinowskie "Pewnego razu w... Hollywood", ze względu na to, że filmowcy z Los Angeles uwielbiają filmy o sobie. Szansę na taki zwrot akcji wydają się jednak niewielkie.

Najlepszy reżyser

Dopóki nie zobaczyłem "1917", byłem pewien, że Bong Joon-ho statuetkę w tej kategorii będzie miał w kieszeni. "Parasite" jednak ma w zanadrzu niebywałą historię, więc prawdopodobnie nawet mniej zdolny reżyser byłby w stanie wyłuskać z niej dobry film. Sam Mendes tego nie miał. "1917" jest historią, którą można zmieścić w kilku zdaniach, a jednak Brytyjczyk dał radę zrobić z tego wyjątkowy, trzymający w napięciu obraz.


Najlepszy aktor

Od premiery "Jokera" na festiwalu w Wenecji krytycy nie mówią praktycznie o niczym jak o tym, że Joaquinowi Phoenixowi należy się Oscar jak psu buda. Obraz, choć bardzo dobry, prawdopodobnie zostałby uznany za wariację na temat "Taksówkarza" Martina Scorsese. Wszystko jednak zmienia znakomity występ aktora. Phoenix "niesie" film na swoich odchudzonych barkach, znakomicie portretując najbardziej znanego komiksowego złoczyńcę, jednocześnie tworząc kreację zupełnie inną od tej, którą kilkanaście lat temu pokazał Heath Ledger.

Najlepsza aktorka

Hollywood uwielbia filmy biograficzne, zwłaszcza gdy aktorzy zmieniają się nie do poznania. Renée Zellweger wcielając się w rolę aktorki i piosenkarki Judy Garland daje występ życia. Obie zostały przez swoje kariery "złamane" i może dlatego właśnie Zellweger tak dobrze rozumie swoją postać. Sama do aktorstwa wróciła niedawno, po kilkuletniej przerwie i od tamtej pory jest niemal wyłącznie chwalona. Zwieńczenie tego Oscarem wydaje się być finiszem iście filmowym.

Najlepszy aktor drugoplanowy

Choć konkurencja w tej kategorii jest bardzo mocna, to Brada Pitta przed zwycięstwem mogą powstrzymać tylko oświadczyny Jennifer Aniston (według bukmacherów szansa, że do tego dojdzie podczas gali, wynosi 4 proc.!). Aktor trzykrotnie stawał już do walki o statuetkę, jednak zawsze ktoś mu ją odbierał. Tym razem Pitt ma za sobą występ w produkcji uznanego reżysera, który to film jest niemal zależny od charyzmy granej przez niego postaci. I choć konkurencja jest mocna (Hanks, Hopkins, Pacino i Pesci), to wszystko wskazuje, że członkowie Akademii będą chcieli zakończyć "bezstatuetkowie" Pitta.


Najlepsza aktorka drugoplanowa

Laura Dern ma za sobą serię charakterystycznych występów na ekranach, od "Gwiezdnych wojen" po "Małe kobietki". Bank jednak kompletnie rozbiła rola bezwzględnej prawniczki w "Historii małżeńskiej". 52-letnia aktorka otrzymała już nagrodę BAFTA, Złotego Globa i laur od krytyków. Jedyną osobą mogącą jej zagrozić jest Margot Robbie, która w "Gorącym temacie" mówiła głosem tysięcy kobiet, które były molestowane w pracy.


Najlepszy scenariusz oryginalny

"Parasite" był zainspirowany prawdziwą historią Bonga, który sam pracował jako korepetytor dla syna z bogatej rodziny. Finalny scenariusz na tym się jednak nie zatrzymuje. Film zaczyna się jak czarna komedia o rodzinie oszustów, którzy wykorzystują naiwność bogatych ludzi. Dzięki jednej scenie historia całkowicie zmienia swój ton i trzyma widza w napięciu niemal do samego końca. Bong portretuje tutaj problemy wojny klasowej i nierówności społecznych, żonglując przy tym konwencjami komedii i thrillera. Koreańskiemu filmowi Oscara może ukraść "Pewnego razu w Hollywood". Tarantino już otrzymał za scenariusz nagrodę od krytyków oraz Złotego Globa.

Najlepszy scenariusz adaptowany

Nowozelandczyk Taika Waititi znany jest z tego, że dla niego nie ma tragedii, której nie można zamienić w komedię. W książce Christine Leunens nie ma wymyślonego Hitlera, który próbuje pomóc chłopcu odnaleźć się w rzeczywistości nazistowskich Niemiec. Nie ma także komediowej lekkości, którą odczuwamy zwłaszcza w pierwszej połowie filmu "Jojo Rabbit". Waititi zmieniając oryginalną historię sprawia, że film uderza w różne tony. To dzieło pełne śmiechów i łez, a nie byłoby to możliwe bez znakomitego scenariusza.

Najlepszy film zagraniczny

Po takiej passie, jaką ma koreański film raczej trudno sobie wyobrazić, by inne dzieło dostało złotą statuetkę. "Ból i blask" Almodóvara ze znakomitym Antonio Banderasem robi wrażenie, jednak nie ma nawet połowy tak dobrej passy jak "Parasite". Niestety, polskie "Boże ciało" o statuetce może co najwyżej tylko pomarzyć, aczkolwiek sama nominacja to także spory sukces, który przyniósł produkcji rozgłos na świecie - film Jana Komasy chwalili m.in. hollywoodzcy reżyserzy.