Oscarowe szaleństwo wkracza w decydującą fazę. Już tylko godziny dzielą nas od wielkiej gali, przemówień, wzruszeń i łez zwycięzców. Czekając na oscarową ceremonię chcecie nadrobić zaległości i obejrzeć któryś z nominowanych filmów? Skorzystajcie z naszego subiektywnego przewodnika. Celowo pominęliśmy znakomity "Kształt wody" Guillermo del Toro, który zgarnął najwięcej, bo aż 13 nominacji. Co jeszcze warto zobaczyć i dlaczego?
"Trzy billboardy za Ebbing, Missouri" to oczko w głowie krytyków i główny oscarowy faworyt. Rozpieszczany pochlebnymi recenzjami, rozpływającymi się nad wybitną grą aktorską, finezyjnymi dialogami i eklektyzmem gatunkowym. Tony lukru, których nie chcemy w tym tekście powielać. Ten film traktujący - w wielkim, być może krzywdzącym skrócie - o matczynym gniewie i nieutulonym żalu po stracie córki, po prostu trzeba zobaczyć. Będziecie na nim ronić łzy - na przemian ze wzruszenia, złości i ze śmiechu. Uwaga, mały spoiler! Na plus brak puenty. W amerykańskim kinie to raczej rarytas.
Nominowana w sześciu kategoriach "Nić widmo" zapewne przyciągnie do kin wielbicieli Daniela Day-Lewisa, który zapowiedział, że to jego ostatni film. Być może na odchodne dostanie on Oscara za - znakomicie zresztą skrojoną - rolę kapryśnego krawca. Nie jest to jednak na szczęście teatr jednego aktora. W kunszcie nie ustępuje mu Vicky Krieps grająca muzę i życiową partnerkę głównego bohatera. Do tego należy dodać upajające wizualnie kadry, szarpiące emocjami widza dialogi i znakomicie sączące się napięcie, którego nie powstydziłby się sam Hitchcock. Wszystko to tworzy fascynującą przygodę filmową. Warto ją podjąć - mimo że jest odrobinę za długa. To może być jedyny mankament tego obrazu.
Filmy Christophera Nolana mogą zachwycać lub nie, ale jednego nie można im odmówić - są bardzo autorskie i spektakularne wizualnie. Tak jest również w przypadku "Dunkierki". Reżyser pokazuje nam historyczne wydarzenia z rozmachem, który robi wrażenie (duża w tym zasługa zdjęć, których autorem jest absolwent łódzkiej filmówki Hoyte van Hoytema). Kolejny raz bawi się czasem i daje widzowi puzzle, które trzeba ułożyć. Ma to swoje plusy i minusy (wśród tych drugich trzeba wymienić bohaterów przedstawianych w taki sposób, że widzowi trudno się z nimi utożsamić), ale jedno jest pewne - to inne i świeże spojrzenie na kino wojenne.
Jakkolwiek dziwnie może to zabrzmieć - "Czas mroku" Joe Wrighta ma w sobie coś sienkiewiczowskiego. Nie jest to głębokie kino psychologiczne i wnikliwa biografia Winstona Churchilla - raczej opowieść ku pokrzepieniu serc. Świetnie ucharakteryzowany Gary Oldman śmieszy, wzrusza i kradnie show... Pewne elementy scenariusza - choćby ważna dla fabuły scena w metrze (jak przyznają twórcy - nieoparta na żadnych źródłach historycznych) - mogą budzić zastrzeżenia, ale mimo to film ma w sobie pewien ładunek dobrej energii. Po seansie chcemy wierzyć, że służba, ideały i misja to pojęcia wciąż obecne w życiu publicznym.
"Czwarta władza" może być miłym zaskoczeniem dla tych, których rozczarował "Most szpiegów" Stevena Spielberga. Ten film ogląda się całkiem nieźle, a co ważne, reżyser opowiadając historię sprzed lat prowokuje do zadawania pytań o kondycję współczesnego dziennikarstwa. Niektóre pytania mogłyby wybrzmieć mocniej, niektóre sceny mogłyby być mniej patetyczne, ale i tak warto obejrzeć ten film. Co ciekawe, na dziennikarski świat i jego dylematy patrzymy oczami dwóch polskich operatorów - od lat współpracującego ze Spielbergiem Janusza Kamińskiego i jego młodszego kolegi, Bartosza Nalazka.
O "Wszystkich pieniądzach świata" Ridleya Scotta głośno było głównie ze względu na wygumkowanie z filmu Kevina Spaceya i kontrowersje związane z dysproporcjami w wynagrodzeniach za dokrętki. A co mamy na ekranie? Ciekawie sfotografowaną (przez naszego rodaka Dariusza Wolskiego) i dość mroczną historię z wielkimi pieniędzmi w tle. Aktorsko wyróżnia się Michelle Williams, która jako matka porwanego chłopaka jest chyba jedyną postacią, z którą możemy się utożsamić. Film na początku zapowiada się na rasowy kryminał, ale później traci tempo i w historię wkrada się pewien chaos. Można uznać go za baśń z lekko przerysowanym czarnym charakterem, który interesuje się głównie tym, czy może coś odliczyć od podatku. Można też powiedzieć, że to niepokojąco aktualna przypowieść.
Filmem, który nie znalazł się w głównej kategorii, ale z całą pewnością warto go zobaczyć, jest obraz "Jestem najlepsza. Ja, Tonya". Oparta na faktach historia kontrowersyjnej łyżwiarki figurowej Tonyi Harding (w tej roli nominowana do Oscara, znakomita Margot Robbie) podejrzewanej o zaaranżowanie brutalnego ataku na jej rywalkę, jest opowiedziana z iście sportową dynamiką. Film nie stroni od komediowych, przerysowanych scen, przez które jednak z powodzeniem przebijają się trudne tematy dotyczące przemocy, wykluczenia, podziałów społecznych i zwyczajnej ludzkiej głupoty. Na wielkie brawa i wyróżnienie Akademii zasługuje Allison Janney, grająca despotyczną matkę głównej bohaterki.
"Czarnoskóry mężczyzna udaje się ze swoją białą partnerką do posiadłości jej rodziców" - myślicie, że wiecie, co z tego wyniknie? Takiego filmu o rasizmie jednak jeszcze nie było. To chyba też najbardziej zaskakująca oscarowa nominacja. "Uciekaj!" w reż. Jordana Peele to bowiem horror: gatunek rzadko doceniany przez Akademię. Nie jest to jednak klasyka gatunku - bywa przerażająco, by po chwili otrzeć się o pastisz, a następnie znów zmylić widza, zasiać niepokój i uraczyć krwawą jatką w stylu Tarantino. Wszystko to na pograniczu jawy i snu. W tle problem transhumanizmu. Naprawdę interesująca oscarowa propozycja.
3 lata temu jego "Lewiatan" przegrał walkę o Oscara z "Idą" Pawła Pawlikowskiego - teraz Andriej Zwiagincew ma szansę na statuetkę za film "Niemiłość". W "Lewiatanie" widzieliśmy rosyjską prowincję - teraz reżyser pokazuje nam wielkie miasto i rodzinę, która właśnie się rozpada. Bezlitośnie piętnuje współczesny egocentryzm, kulturę selfie i powierzchowność naszych relacji. Nie jest to obraz łatwy, przyjemny i optymistyczny, ale ważny i dający do myślenia. Bo ta historia mogłaby wydarzyć się wszędzie.
O Oscara - w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny - "stara się" też węgierski obraz "Dusza i ciało". Historia kobiety i mężczyzny, śniących ten sam sen - o parze jeleni błąkających się po ośnieżonym lesie - tylko z pozoru trąci niezjadliwą hermetycznością. W bohaterach, którzy mają słaby kontakt ze swoimi uczuciami, momentami w swym zachowaniu są autystyczni i sparaliżowani nieśmiałością, widz może łatwo odnaleźć siebie. Poetycką, subtelną opowieść o tematach uniwersalnych - samotności, lęku przed bliskością i odrzuceniem - z czystym sumieniem można polecić nie tylko wrażliwcom, ale po prostu koneserom dobrego kina. Ci docenią sprawną reżyserię, znakomite zdjęcia i niebanalny scenariusz.