Gdyby amerykańskie wojska opuściły Irak, oznaczałoby to mocny wzrost znaczenia Iranu - oświadczył prezydent USA Donald Trump. Podkreślił równocześnie, że Stany Zjednoczone rozważą nałożenie na Irak sankcji jedynie w sytuacji, jeśli nie będą traktowane z szacunkiem, i zapewnił, że chciałby "kiedyś" wycofać amerykańskie wojska z tego kraju. Odwołując się do płynących ze strony Teheranu gróźb dot. odwetu za śmierć w amerykańskim ataku gen. Kasema Sulejmaniego, Trump powtórzył, że USA są gotowe na każdy możliwy odwet ze strony Iranu - i na niego odpowiedzą. Szef Pentagonu Mark Esper przyznał natomiast: "Myślę, że powinniśmy spodziewać się odwetu z ich strony w jakimś kształcie".
Według Donalda Trumpa, który rozmawiał z dziennikarzami po spotkaniu z premierem Grecji Kyriakosem Micotakisem, wycofanie amerykańskiego kontyngentu z Iraku byłoby teraz "najgorszą rzeczą, jaka mogłaby spotkać" ten kraj.
"W pewnym momencie się wycofamy (z Iraku), ale ten moment jeszcze nie nadszedł" - oznajmił.
Szef Pentagonu, w trakcie innego spotkania z dziennikarzami, podkreślił, że "wedle jego najlepszej wiedzy" nie otrzymał ze strony premiera Iraku bądź irackiego rządu żadnej prośby czy żądania dot. wycofania z tego kraju amerykańskich wojsk.
Zauważył także, że rezolucja irackiego parlamentu w tej sprawie nie jest wiążąca.
Mark Esper przyznał ponadto, że Stany Zjednoczone powinny spodziewać się ze strony Iranu jakiejś formy odwetu, który mógłby być przeprowadzony zarówno za pośrednictwem wspieranych przez Teheran grup poza Iranem, jak również przez samych Irańczyków.
"Jesteśmy gotowi na każdą ewentualność. A wtedy odpowiemy adekwatnie - jakiekolwiek działania podejmą" - podkreślił.
Esper zaznaczył również, że planowany przez Kasema Sulejmaniego atak miał być przeprowadzony raczej w ciągu dni niż tygodni.
Zapewnił, że Waszyngton poszukuje dyplomatycznego rozwiązania sytuacji, ale Teheran musi - jak stwierdził - rozładować napięcie.
Oświadczenia Donalda Trumpa i szefa Departamentu Obrony USA pojawiają się wkrótce po burzy, jaką wywołały doniesienia agencji Reuters i AFP, które w poniedziałek wieczorem doniosły o liście, w którym amerykańskie dowództwo miało rzekomo informować iracki resort obrony, że wojskowa koalicja pod wodzą USA planuje wyjście z Iraku.
"Ten list to szkic, to był błąd, był niepodpisany, nie powinien zostać upubliczniony" - powiedział później dziennikarzom gen. Mike Milley, przewodniczący Kolegium Szefów Sztabów USA.
Dodał, że dokument jest "źle sformułowany" i "sugeruje wycofanie, co nie jest tym, co się dzieje".
Stwierdził także, że pismo "nie powinno zostać wysłane".
Również szef Pentagonu Mark Esper zapewniał, że USA nie mają w planach wyjścia z Iraku.
"Nie wiem, co to za list... Próbujemy dowiedzieć się, skąd to pochodzi, co to jest" - oznajmił Esper, pytany o ten dokument przez dziennikarzy.
W piśmie do irackich władz - pod którym, jak podały Reuters i AFP, widniało nazwisko gen. Williama H. Seely'ego - amerykańskie dowództwo miało informować: "Z szacunku do suwerenności Iraku i tak, jak zażądali iracki parlament oraz premier, koalicja CJTF-OIR (Combined Joint Task Force - Operation Inherent Resolve) rozpocznie rozmieszczanie swoich oddziałów w ciągu najbliższych dni i tygodni, by przygotować się do dalszych działań. W celu wykonania tego zadania siły koalicji potrzebują podjąć pewne środki, by wyjście z Iraku było przeprowadzone sprawnie oraz w racjonalny sposób".
Daty wyjścia wojsk koalicji z Iraku w piśmie nie określono.
Dzień wcześniej iracki parlament uchwalił rezolucję, wzywającą rząd do podjęcia działań zmierzających do zakończenia obecności w Iraku wszystkich zagranicznych żołnierzy, w tym amerykańskich.
Tego samego dnia jednak prezydent USA Donald Trump zagroził Irakowi sankcjami i ogłosił, że Stany Zjednoczone nie wyjdą z tego kraju, chyba że Bagdad zapłaci Amerykanom za wybudowaną tam amerykańską bazę sił powietrznych.