Czwarty turniej finałowy mistrzostw świata, a pierwszy po drugiej wojnie światowej, zorganizowano w 1950 roku w Brazylii. Po raz drugi mistrzowski tytuł zdobyli piłkarze Urugwaju, którzy w meczu o pierwsze miejsce pokonali drużynę gospodarzy 2:1.

W latach wojny Puchar Rimeta przechowywał pod łóżkiem swej teściowej w pudełku na buty włoski wiceprezydent FIFA dr Ottorino Barassi. Eliminacje do powojennych mistrzostw przypominały farsę. Zespoły, które się zakwalifikowały, potem rezygnowały z imprezy. Wyeliminowane dostawały ofertę udziału. Wycofały się m.in. Indie, ponieważ FIFA nie pozwoliła na grę... boso.

Podobnie jak w pierwszych MŚ, do ostatecznej rozgrywki przystąpiło 13 reprezentacji, a decydujący mecz nie był finałem, bowiem przyjęto wariant rywalizacji w grupach, systemem każdy z każdym.

Nie zabrakło sensacji, bo za taką trzeba uznać wygraną 1:0 USA z Anglią (przyjętą ponownie, wraz z trzema innymi federacjami brytyjskimi, do FIFA na kongresie w 1946 r. po nieobecności od 1929 r.). Z kolei szwedzcy amatorzy zwyciężyli Włochów 3:2.

Na te mistrzostwa Brazylijczycy wybudowali, choć z trudem zdążyli na czas (budowa ruszyła w sierpniu 1948 r.), kolosalny stadion Maracana na przedmieściach Rio de Janeiro, z trybunami na 220 tysięcy widzów. "Torcida", czyli najbardziej fanatyczni kibice, oczekiwali triumfu gospodarzy.

Początek był zachęcający, bo na inaugurację Brazylia łatwo wygrała z Meksykiem 4:0. Potem jednak zaskakująco zremisowała 2:2 ze Szwajcarią. Strata punktów w meczu Jugosławią oznaczałaby awans do drugiej rundy drużyny z Bałkanów, jednak w obecności 150 tysięcy widzów na Maracanie Brazylijczycy (z Zizinho, Ademirem i Jairem) zwyciężyli 2:0.

Do finałowej grupy awansowały także Hiszpania, Urugwaj i Szwecja. Po tygodniowym odpoczynku Brazylia rozgromiła Skandynawów 7:1, a następnie Hiszpanię 6:1. Nikt nie miał wątpliwości, że podobnie będzie w meczu z Urugwajem.

Miejscowym do zdobycia tytułu mistrzowskiego wystarczyłby remis. W dodatku na początku drugiej połowy meczu zdobyli bramkę. Friaca pokonał bramkarza Maspolego, ale gra gospodarzy nie zasługiwała na miano "piłkarskiej samby". Urugwajczycy wyrównali w 68. minucie po strzale Schiaffino - króla strzelców turnieju. "Urusi" nie przestraszyli się ryku ogromnej widowni i dziewięć minut przed końcem Ghiggia sprytnym strzałem zdobył zwycięską bramkę.

Brazylijczycy stracili "swój" Puchar Świata i stojące pod stadionem limuzyny dla mistrzów. Niemal cały kraj pogrążył się w żałobie. Organizatorzy zapomnieli nawet wręczyć trofeum zwycięzcom. Musiał ich w tym wyręczyć prezydent FIFA Jules Rimet, który odszukał kapitana Urugwajczyków i dopełnił ceremonii.