Na pokładzie Tu-154M, który rozbił się pod Smoleńskiem, był zwykły telefon satelitarny. Nie było tam natomiast "tajnych kodów", urządzeń ani materiałów kryptograficznych - oświadczył dyrektor gabinetu szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego, płk Krzysztof Dusza.
Oświadczenie SKW odnosi się do publikacji polskiej i zagranicznej prasy na temat katastrofy. Według dziennika "Washington Times", Rosja po katastrofie 10 kwietnia mogła zdobyć istotne tajemnice NATO. Chodzi nie tylko o twarde dyski komputerów czy karty pamięci, ale głównie o tajne kody, które z pewnością znajdowały się na pokładzie prezydenckiego Tupolewa - wynika z tej publikacji.
Gazeta, powołując się na anonimowe źródła w NATO, pisze, że znaczenie ma przede wszystkim to, że Rosjanie prawdopodobnie weszli w posiadanie tajnych kodów, których NATO używa do szyfrowania komunikacji satelitarnej. Gazeta podaje, że natychmiast po katastrofie kody musiały zostać zmienione. Ale jeśli jednak rosyjskie służby specjalne były w stanie odzyskać karty kodowe telefonów satelitarnych, będą w stanie rozkodować teraz całą natowską komunikację sprzed katastrofy - pisze amerykański dziennik.
Rutynowo służby podsłuchują i nagrywają przekazy właśnie na wypadek, gdyby kiedyś dowolnym sposobem udało im się wejść w posiadanie tajnych kodów. To mogą być miesiące, lata nagrań, które - zdaniem informatorów dziennika "Washington Times" - mogą teraz ujawnić Rosjanom plany obronne Sojuszu, jego agentów czy inne tajne źródła informacji.
W związku z pojawiającymi się spekulacjami co do możliwości posiadania przez telefon satelitarny stanowiący wyposażenie samolotu Tu-154 "tajnych kodów" Służba Kontrwywiadu Wojskowego jeszcze raz stwierdza, że na pokładzie samolotu, który 10 kwietnia br. uległ katastrofie w Smoleńsku, nie znajdowały się żadne urządzenia ani materiały kryptograficzne. Telefon, o którym mowa, był zwykłym telefonem satelitarnym - napisał płk Dusza z SKW w oświadczeniu publikowanym na stronach internetowych MON.