Na gdańskim cmentarzu Srebrzysko przeprowadzono ekshumację Anny Walentynowicz. Prace rozpoczęły się z opóźnieniem, dopiero około godziny 5.30, bo na miejsce nie mogli dotrzeć przedstawiciele sanepidu. Teraz szczątki legendarnej działaczki Solidarności trafią do laboratorium w Bydgoszczy.
Anna Walentynowicz to kolejna ofiara katastrofy smoleńskiej, której ciało zostanie poddane badaniom. Dzisiejsza ekshumacja miała zostać przeprowadzona o godzinie 3 w nocy. Jej rozpoczęcie nie było jednak możliwe, bo na cmentarz Srebrzysko nie dojechali przedstawiciele sanepidu. Nie możemy nic zrobić, prokuratura nie może ruszyć z czynnościami. To pokazuje całą tragedię tego śledztwa i sposób, w jaki się tutaj traktuje pokrzywdzonych i nie tylko, ale również pamięć ofiar - mówił naszemu reporterowi mecenas Stefan Hambura, pełnomocnik rodziny Anny Walentynowicz. Ekshumację rozpoczęto ostatecznie około godziny 5.30. Nie wiadomo, dlaczego na sanepid trzeba było czekać tak długo. Jedna z wersji mówi o tym, że panie czekały przed bramą na prokuratora, ale się nie doczekały.
Przed bramą cmentarza zgromadziło się kilkanaście osób z transparentami - między innymi z hasłem "żądamy prawdy". Wśród nich byli także politycy Prawa i Sprawiedliwości - m.in Anna Fotyga i Dorota Arciszewska-Mielewczyk. Posłanki chciały wejść na cmentarz, ale nie pozwoliła im na to policja. Na nekropolię, do momentu zakończenia ekshumacji, nikt nie miał prawa wstępu.
Decyzja o wydobyciu z grobu zwłok Anny Walentynowicz zapadła, bo pojawiły się wątpliwości, czy na pewno na gdańskim cmentarzu komunalnym pochowano jej ciało. Niewykluczone, że tuż po katastrofie mogło dojść do zamiany zwłok. Podobne niejasności towarzyszą pochówkowi Teresy Walewskiej-Przyjałkowskiej. Jej ciało złożono w Warszawie. Dlatego, aby rozwiać wątpliwości, dziś przeprowadzono ekshumację w Gdańsku, a jutro otworzony zostanie grób w stolicy.
Jeśli okaże się, że do makabrycznej zamiany rzeczywiście doszło, ruszy lawina podobnych wniosków - dowiedział się nieoficjalnie reporter RMF FM Roman Osica. Wynik badań potwierdzający fakt zamiany ciał da podstawę prawną do wątpliwości wobec wszystkich pozostałych ofiar katastrofy, a wtedy prokuratura nie będzie miała już argumentu, by odrzucić kolejne wnioski. Był by to horror, zarówno dla śledczych, ale także i rodzin osób, które zginęły w katastrofie smoleńskiej.
Warto zauważyć, że dzisiejsza i jutrzejsza ekshumacja, w przeciwieństwie do poprzednich, nie ma na celu ustalenia przyczyn śmierci, a wyjaśnienie wątpliwości, które powstały w dokumentach. Prokuratorzy, a także rodzina Anny Walentynowicz znaleźli dowody na to, że ciała mogą być zamienione. Wyniki takiej sekcji powinny być więc znane bardzo szybko, bo chodzi praktycznie jedynie o ustalenie tożsamości osób, które pochowano w Gdańsku i Warszawie.
Rokowania w sprawie wniosków o ekshumacje szczątków Tomasz Merty i Stefana Melaka są raczej słabe. Jak ustalił nasz dziennikarz Roman Osica, złożone wnioski nie były odpowiednio uzasadnione. Jak mówi anonimowo jeden z prokuratorów, "to takie życzenia zapisane na jednej kartce". Dlatego szanse na pozytywną decyzję są praktycznie równe zeru - dodaje.
Do tej pory ekshumowano trzy ofiary katastrofy smoleńskiej. W marcu odbyły się ekshumacje Przemysława Gosiewskiego i Janusza Kurtyki. Według prokuratury, zarządzono je w związku z wątpliwościami, co do dokumentacji sądowo-medycznej sporządzonej w Moskwie.
Z powodu wątpliwości dotyczących stwierdzeń zawartych w otrzymanej z Rosji dokumentacji w sierpniu zeszłego roku prokuratura ekshumowała również Zbigniewa Wassermanna. Jedna z konkluzji ekspertyzy dokonanej przez polskich biegłych, którą ujawniono w grudniu, wskazywała, że w rosyjskiej opinii z sekcji zwłok Wassermanna były błędy. Nie miały one jednak wpływu na główne wnioski rosyjskiej opinii - ocenili wówczas biegli.