Z jakim bagażem kredytu możesz spokojnie spać? Ile wynosi bezpieczny poziom zadłużenia? To zależy od wielu zmiennych, ale jest prosta zasada, której lepiej się trzymać, by nie budzić się w środku nocy w strachu przed windykatorami.
Wymiana gospodarcza od tysiącleci opiera się na kredycie. Dziś banki i różnego rodzaju instytucje finansowe i pożyczkowe wydają wiele pieniędzy, by przekonać, że kredyt to nic złego ani niebezpiecznego. W rzeczywistości wiele państw, firm i konsumentów wpadło przez to w pułapkę zadłużenia, spiralę długów z której trudno się wydostać.
Wielu ludziom wydaje się że kredyt różni się od oszczędzania tylko tym, że wymarzonego zakupu dokonuje się na początku a nie na końcu drogi. Wielu sądzi, że można zaciągać kredyty dopóki jest się w stanie je spłacać. W rzeczywistości należy pamiętać o marginesie bezpieczeństwa, o buforze, który pozwoli nam zachować wypłacalność w sytuacji, gdy zmniejszą się nasze dochody, zwiększą inne wydatki albo gdy wzrośnie koszt obsługi kredytu.
Dobrym przykładem tej ostatniej sytuacji może być doświadczenie frankowych kredytobiorców, którzy zaciągnęli kredyty hipoteczne przy niskim kursie szwajcarskiej waluty. Kiedy kurs wzrósł, okazało się, że wartość kredytu do spłacenia czasem przewyższa nawet wartość nieruchomości.
W dzisiejszych niepewnych czasach lepiej zatem dmuchać na zimne. Nie tylko zaciągać pożyczki w walucie, w której zarabiamy, ale - przede wszystkim - uważać, by nie wydawać na obsługę długów zbyt dużo. Ile to jest zbyt dużo? Konserwatywne podejście zakłada, by nie obciążać się ratami większymi niż 25 proc. dochodów. Bardziej liberalne mówi o 30-35 proc. dochodów. Oczywiście to uproszczenie, trzeba wziąć pod uwagę wysokość dochodu, wysokość oszczędności i poziom innych wydatków.